Początek
Bycie mężczyzną zaczyna się od bólu. Nie zawsze dosłownie, ale zawsze głęboko. To życie z bólem — odrzucenia, niezrozumienia, wykorzystania, zwątpienia, krytyki i samotności. Bycie mężczyzną nie oznacza użalania się nad sobą. To sztuka przezwyciężania. Aby tego dokonać, wielu mężczyzn musi w pewnym momencie zejść do wnętrza własnego bólu i zmierzyć się z trudnymi prawdami:
- Jestem mężczyzną, który był wykorzystywany.
- Jestem mężczyzną, który krzywdził innych.
- Jestem mężczyzną, który został zraniony i sam rani.
Nie dlatego, że to nas definiuje. Ale dlatego, że większość z nas niesie w sobie cierpienie, którego nikt nie nauczył nas uzdrawiać, obejmować ani przekształcać w siłę, sens i kierunek.
Dostrzeganie
Nie trzeba daleko szukać, by zobaczyć ten ból. Rozejrzyj się. W pracy, na ulicy, w barze. Popatrz w oczy mężczyzny siedzącego naprzeciwko ciebie w autobusie. Za jego twardą maską kryją się porzucone obowiązki, rozbite związki i paraliżujący lęk, że ktoś odkryje jego bezradność. Wielu z nas nie ma kontaktu z własnym sercem ani umysłem.
Ponieważ człowiek, który unika bólu, jest przez niego zniewolony.
Algorytm
Od dziecka uczono nas schematu, jak sobie radzić z cierpieniem. Nazywa się to „weź się w garść”:
- Zaciśnij zęby i znieś to.
- Jak się nie da – stłum.
- Gdy boli bardziej – sięgnij po butelkę. Przestań czuć i myśleć.
- Powtarzaj do skutku – aż do zapomnienia albo znieczulenia.
Droga
To ścieżka, którą idzie zbyt wielu z nas. Ścieżka wprost do piekła. Zamieniamy autentyczność i wolność na „bezpieczną” pracę, przeciętne związki i życie niespełnionych marzeń — tylko po to, by nie czuć bólu. Zgubieni. Samotni. Bezwładni wobec wewnętrznego krytyka i codziennego lęku. Sprzedano nam kłamstwo. Kłamstwo oddzielenia — od siebie nawzajem, od własnej duszy. Karmieni byliśmy ideą wyjątkowości, która w rzeczywistości była izolacją.
Żyjemy w amnezji wobec prawdy: że to ból jest drogą do celu.
Jak więc mamy się pojednać z bólem, który nosimy – lub który zadaliśmy? Czy da się zadośćuczynić za przemoc, zaniedbania i traumy? Czy ten ciężar może stać się sensem?
Większość mężczyzn zadaje sobie jedno, najprostsze pytanie: „Po co mam się tym w ogóle zajmować?”
Odpowiedź padła już kiedyś z ust Roberta Bly’a, poety i duchowego ojca ruchu mężczyzn:
Tam, gdzie znajduje się rana mężczyzny, tam kryje się jego geniusz.
Oswobodzenie
Nasze blizny nie są hańbą. Są śladami po przejściach, które mogą stać się ścieżką. Prowadzić do głębszego znaczenia, do spełnienia. Tego właśnie miała nas nauczyć inicjacja – jak zejść w ciemność i wrócić przemienionym. Ale tej inicjacji nigdy nie przeszliśmy.
I tu tkwi sedno: nie nauczono nas, jak przeobrażać cierpienie. Jak z nim być, jak je zintegrować. Zamiast tego walczymy. Uciekamy. Tkwimy w niekończącej się bitwie z samym sobą.
A czasem wystarczy jedno: nadać bólowi słowa. Podzielić się nim z drugim mężczyzną, który też idzie tą samą ścieżką. Zapomnianą drogą, ukrytą pod pozorem łatwego życia. Za fasadą wygody czai się cichy krzyk: niezrozumienie, samotność i utracona wiedza o tym, kim naprawdę jesteśmy.
Dlaczego tak niewielu mężczyzn mówi o bólu? Czy to kwestia wychowania, kultury, czy może strachu?