Męskie Rozmowy #1: POLSKI HAXTER

Cześć,

Niniejszym rozpoczynam cykl rozmów z mężczyznami, którzy wspierają innych mężczyzn.

W czasach, w których coraz częściej mówi się o potrzebie redefinicji męskości chcę oddać głos tym, którzy w praktyce – poprzez swoją pracę, doświadczenie lub osobistą drogę – pomagają innym facetom odnaleźć się w relacjach, w życiu, w sobie samych.

To nie będą wywiady z „guru” ani gotowe recepty na życie. To będą rozmowy – szczere, konkretne, czasem kontrowersyjne – z ludźmi, którzy mają coś do powiedzenia, bo albo sami przeszli przez ogień albo towarzyszą innym w trudnych procesach. Wierzę, że niezależnie od tego, z jakiego miejsca startujemy, takie rozmowy mogą każdemu z nas coś dać.

Na pierwszy ogień rozmowa z Dawidem Świstkiem, znanym w sieci jako Polski Haxter.

Zapraszam do lektury i do dyskusji.

Cześć Dawidzie, dziękuję, że zgodziłeś się udzielić nam wywiadu. Zanim przejdziemy do konkretów – czy możesz krótko się przedstawić i wyjaśnić nam kim jest „haxter”?

Cześć! Bardzo się cieszę, że możemy porozmawiać. Nazywam się Dawid Świstek – pasjonat psychologii, z zawodu trener relacji i komunikacji, a z potrzeby serca: autor książki „Dylematy Miłości” i twórca aplikacji dla par „Wypowiedz to”, która wspiera ludzi w budowaniu lepszej bliskości – zarówno poprzez pytania, jak i dostęp do wideo-nagrań, czy możliwość zapytania specjalisty.

A „Haxter”? To trochę prowokacyjne określenie, które ma pokazać, że da się „zhackować” relacje – ale nie w sensie manipulacji, tylko przez zrozumienie, empatię i psychologiczną autorefleksję. “Haxter” to określenie używane w kontekście psychologii męskiej, opisujące mężczyznę, który posiada świadomość siebie, potrafi analizować otaczający go świat, nie poddaje się łatwo wpływom mody, ma własne zdanie i rozumie potrzeby swoje i kobiet. Haxter to mężczyzna który zna balans i rozumie, że skrajności bywają bardzo toksyczne. Nie jestem za byciem “samcem alfa” ani wchodzeniem w rolę “simpa”. Haxter dostrzega wartość w zdrowym środku pomiędzy jednym, a drugim.

Twoje treści są bardzo popularne wśród osób, które chciałyby zbudować „szczęśliwy związek”. Spróbujmy więc go jakoś zdefiniować - czym jest dla Ciebie taka relacja?

Dla mnie szczęśliwy związek to nie ten, w którym jest tylko spokój albo tylko namiętność. To relacja, w której dwoje ludzi może być sobą – naprawdę. Gdzie można powiedzieć: „Boję się” i nie usłyszeć: „Przesadzasz”. Gdzie można się pokłócić bez lęku, że to koniec. Gdzie obie osoby widzą w sobie człowieka – nie tylko partnera, który ma spełniać oczekiwania.

Szczęśliwy związek nie polega na tym, że nigdy się nie zawiedziesz. On polega na tym, że mimo zawodu – nadal chcesz zostać. O tym też piszę w „Dylematach Miłości” – bo szczęście w relacji to często nieoczywiste wybory, tylko codzienna gotowość do stawania się lepszą wersją siebie… razem.

Czy Twoim zdaniem mężczyzna może stworzyć taki „szczęśliwy związek”, gdy nie ma dobrej relacji z samym sobą?

Nie. I to nie jest modna odpowiedź, ale prawdziwa. Bez relacji z samym sobą – czyli bez świadomości swoich emocji, potrzeb, mechanizmów obronnych – partnerka staje się lustrem, które boli. Każda jej potrzeba może być odebrana jako atak, a każda niezgoda jako odrzucenie. Mężczyzna, który nie zna siebie, nie wie, gdzie kończy się partnerka, a zaczynają jego stare rany. I wtedy łatwo wszystko pomylić.

Co boli mężczyzn, którzy przychodzą do Ciebie po poradę?

Najczęściej – niewidzialność. Ból bycia niezauważonym, niezrozumianym, niedocenionym. Ale pod tym bólem często kryje się coś jeszcze głębszego – przekonanie, że nie mają prawa czuć. Że emocje to słabość, że ich rola to „działać” i „rozwiązywać”, a nie „czuć” i „potrzebować”. I wtedy relacja staje się polem walki, a nie przestrzenią wzajemności.

Zaobserwowałem, że wielu mężczyzn atakuje Cię w social mediach za Twoje treści – zarzucają Ci, że stawiasz facetów w złym świetle, że obarczasz ich pełną odpowiedzialnością za to jak wyglądają ich relacje z kobietami oraz, że zwalniasz z tej odpowiedzialności kobiety. Jak myślisz – z czego to się bierze?

To pytanie, które porusza bardzo ważną i jednocześnie trudną emocjonalnie warstwę tego, co dzieje się dziś z męskością. Bo ja nie atakuję mężczyzn. Ja ich konfrontuję. A to nie to samo. Różnica polega na intencji – ja chcę, żebyśmy my – faceci – zaczęli się rozwijać, a nie tkwili w przekonaniu, że to zawsze ktoś inny zawinił.

Ale zrozum, że wielu mężczyzn przez całe życie słyszało, że ich emocje się nie liczą. Że mają być twardzi, że nie mogą okazywać słabości, że „facet sobie radzi”. I nagle pojawiam się ja – inny facet – który mówi: „Twoja złość to nie siła, tylko brak umiejętności wyrażania potrzeby. Twój chłód to nie męskość, tylko zamrożony lęk. A Twoje milczenie to nie spokój, tylko nieobecność, która boli Twoją partnerkę”. To uderza w cały system obronny, który przez lata ratował im życie emocjonalne. Więc się bronią. Najczęściej atakiem.

Ich zarzuty, że „stawiam mężczyzn w złym świetle”, to tak naprawdę krzyk: „Zobacz mnie inaczej! Nie jestem tylko winny!”. I ja to widzę. Tylko że uznanie odpowiedzialności nie jest tym samym co przyjęcie winy. To różnica między: „To moja wina, że ona cierpi” a: „To moja odpowiedzialność, żeby nauczyć się kochać dojrzalej”.

Czy kobiety są bez winy? Absolutnie nie. Ale ja nie jestem kobietą – i nie zamierzam im wytykać ich ran. Moją misją jest pokazywać facetom, że mogą kochać inaczej. Mądrzej. Głębiej. I że to nie sprawia, że stają się słabsi. Wręcz przeciwnie – stają się prawdziwsi.

Sporą popularnością cieszą się obecnie kanały redpillowe… Czy znasz to zjawisko? Dlaczego Twoim zdaniem te treści są tak atrakcyjne dla mężczyzn?

Znam i uważam, że są popularne, bo dają proste odpowiedzi na bardzo złożony ból. Mówią: „To nie twoja wina, to wina kobiet”. Albo: „Zostań samcem alfa, bądź zimny i zdobędziesz wszystko”. Dla mężczyzn, którzy czują się zagubieni, to często pierwsza narracja, która daje im poczucie siły. Problem w tym, że to siła oparta na kontroli i lęku, a nie na dojrzałości. I mężczyźni uświadamiają sobie to po czasie, kiedy stosując te wszelkie rady guru od redpillu, nagle zostają w życiu sami z własną iluzją na temat tego kim są.

Skąd w wielu mężczyznach tak silna tęsknota za patriarchatem, dawnymi rolami płciowymi, starym porządkiem, a jednocześnie tak duża niechęć do związków opartych na partnerstwie?

Bo to dawało im poczucie jasnych zasad. A dziś wszystko się zmienia. Kobiety są coraz silniejsze – i świetnie! – ale dla wielu mężczyzn to zderzenie z nieznanym. Patriarchat dawał iluzję kontroli, ale partnerstwo wymaga elastyczności, dialogu i emocjonalnej obecności. A tego nas – facetów – nikt nie uczył. To jakby nagle kazano Ci tańczyć tango bez lekcji – czujesz się głupio i sfrustrowany. Ale można to zmienić, zrozumieć - tylko trzeba być gotowym na zmianę, gotowym na poznanie siebie.

W jednym z Twoich ostatnich wpisów na FB wskazujesz, że tym, co faktycznie przyciąga do nas kobiety jest autentyczność. Jednym z najczęściej powielanych przekonań w tzw. manosferze jest zaś twierdzenie, że jeśli mężczyzna odsłoni się przed kobietą ze swojej „słabszej”, wrażliwszej strony to automatycznie straci w jej oczach – że jej poczucie bezpieczeństwa legnie w gruzach i nie będzie tym mężczyzną dłużej zainteresowana. Innymi słowy – według autorów tych twierdzeń autentyczność w tym zakresie jest bardzo ryzykowna i dużo lepszą strategią jest jednak zagryzanie zębów i udawanie twardziela. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

To jest temat, który wzbudza największe emocje – bo dotyka bardzo głębokiego lęku wielu mężczyzn: że jeśli pokażę, co naprawdę czuję, to zostanę odrzucony. I rzeczywiście – niektórzy tego doświadczyli. Problem polega jednak nie na tym, że kobiety odrzucają autentyczność, tylko na tym, że wielu mężczyzn nie potrafi zrozumieć, czym ta autentyczność naprawdę jest.

Autentyczność to nie użalanie się nad sobą każdego dnia. To nie emocjonalna zależność, dramatyzowanie, wieczny chaos albo niekontrolowane wylewanie się bólu. Autentyczność to świadomość tego, co we mnie żyje – i odwaga, żeby to nazwać. To umiejętność powiedzenia: „Czuję się dzisiaj pogubiony, potrzebuję twojej obecności” – bez stawania się ciężarem, bez tracenia gruntu pod nogami. To zdolność do emocjonalnej obecności – zarówno wobec siebie, jak i drugiego człowieka.

W przestrzeni redpillowej autentyczność mylona jest ze słabością, a męskość z nieustannym panowaniem nad wszystkim. Ale to właśnie życie w ciągłej kontroli odbiera mężczyznom siłę. Czyni ich zamkniętymi, sztywnymi, emocjonalnie nieobecnymi. A co kobiety czują wobec takiego mężczyzny? Na początku może fascynację, ale potem przychodzi pustka, chłód i brak więzi.

Ja zawsze powtarzam, że prawdziwa męskość to balans. Bycie „haxterem” to właśnie umiejętność poruszania się między biegunami. To facet, który potrafi razem z partnerką oglądać film i wzruszyć się do łez, a innym razem – uprawiać z nią dziki, namiętny seks bez słów. To facet, który nie boi się mówić o tym, co trudne, ale też nie rozkłada się emocjonalnie przy każdej porażce. Ma w sobie miękkość, ale też strukturę. Ma dostęp do swojej siły – ale nie musi jej udowadniać.

W „Dylematach Miłości” dużo miejsca poświęcam właśnie tej integracji – temu, że dojrzały związek to nie teatr ról, tylko przestrzeń, gdzie możemy pokazać się w pełni. I paradoksalnie to właśnie taka autentyczność buduje w kobiecie poczucie bezpieczeństwa. Bo ona widzi, że jesteś prawdziwy. Że masz serce, które czuje, ale też kręgosłup, który się nie łamie.

Kobieta nie chce mężczyzny, który nigdy się nie wzrusza. Chce mężczyzny, który potrafi być poruszony – i nadal stać przy niej. Który czasem powie: „Nie wiem, co zrobić”, ale nie ucieknie. Który pokaże swój lęk, ale nie przerzuci go na nią.

Zewsząd atakują nas komunikaty, że „męskość” jest w kryzysie. Czy widzisz to podobnie? Czy Twoim zdaniem potrzebujemy nowych wzorców męskości?

Tak, ale nie jako powód do paniki. Kryzys to moment przejścia – stare przestało działać, nowe jeszcze się nie ukształtowało. Potrzebujemy nowej męskości – opartej nie na sile fizycznej, ale emocjonalnej. Nie na dominacji, ale na odpowiedzialności. Taka męskość nie wyklucza siły, ale nadaje jej sens. To jest też moja misja, aby pokazać mężczyznom świat, który może być dla nich nowym otwarciem - otwarciem samego siebie, bez walki.

Zastanawiam się czy u podstaw tego kryzysu nie leży także to, że chłopcy, a potem także mężczyźni nie mają we współczesnych czasach autorytetów. Jak Ty to widzisz?

Zdecydowanie. Kiedyś mężczyzna miał mistrza, ojca, starszego brata – dziś wielu chłopców dorasta w emocjonalnej pustce. A potem szuka autorytetów w sieci – często trafiając na tych, którzy karmią ich lęki zamiast rozwijać ich potencjał. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy – jako dorośli faceci – zaczęli być tymi, których sami potrzebowaliśmy jako dzieci.

Wróćmy do relacji damsko-męskich. Jakie najczęstsze błędy popełniają w związkach mężczyźni?

Unikanie emocjonalnej obecności. Zamykanie się. Wchodzenie w rolę „ogarniacza” zamiast partnera. I przekonanie, że jeśli kobieta czegoś potrzebuje, to znaczy, że czegoś od niego wymaga – zamiast zobaczyć w tym zaproszenie do bliskości. Mężczyźni często chcą być potrzebni, ale nie rozumieją, że bycie potrzebnym to też: „bądź przy mnie, kiedy nie wiem, co czuję”.

Czy każdy związek jest do odratowania? Kiedy przychodzi ten moment, żeby wywiesić białą flagę?

Nie każdy. Czasem miłość jest, ale zbyt różne są wartości, języki emocjonalne, potrzeby. Biała flaga nie musi oznaczać porażki – czasem jest dowodem dojrzałości. Ale dopóki jest gotowość obu stron do autentycznej zmiany – związek da się odbudować. To jednak wymaga gotowości dwóch stron, do pracy, rozmowy, wzajemnego zrozumienia. Ludzką rzeczą jest to, że gdzieś się gubimy, zapominamy. To niczego nie przekreśla. Warto być gotowym na to, aby w obliczu kryzysu nie wstydzić się i skorzystać z pomocy psychologa, psychoterapeuty. Dla wielu mężczyzn takie wsparcie to powód do wstydu, ale wg mnie to jest ogromna odwaga, na która stać tylko tych świadomych i dojrzałych.

Wielu mężczyzn skarży się obecnie na bardzo wysokie, często pozornie wykluczające się wymagania kobiet, nie do spełnienia dla zwykłego śmiertelnika. Czy tak jest w istocie?

Niektóre – tak. Ale to nie problem kobiet. To problem tempa, w którym żyjemy. Kobiety chcą emocjonalnej obecności i zaradności, subtelności i siły, wrażliwości i pewności. Ale to nie są sprzeczności – tylko nowe standardy, które wyrażają tęsknotę za całościowym człowiekiem. Nie superbohaterem, tylko mężczyzną, który umie być różnorodny. Zawsze znajdziemy skrajności takie jak kobietę która twierdzi, że facet musi zarabiać 20.000 PLN. Z mojego doświadczenia jednak jest to niewielki procent. Kobiety poprzez swoje wymagania też chcą pokazać, że już nie będą akceptować bylejakości, by mieć kogoś. I jeżeli od początku buduje się relację opartą na autentyczności a nie fikcji, to temat wielkich oczekiwań znika.

Czy we współczesnym świecie promującym zawrotne tempo życia, szybkie kontakty i natychmiastową gratyfikację jest w ogóle miejsce na bliskie relacje, które przecież wymagają masy cierpliwości, czasu i zaangażowania?

Tak. Ale trzeba je chronić. To trochę jak z ogrodem – sam się nie podleje. W świecie instant bliskość wymaga intencji i rytuałów. Dlatego stworzyłem aplikację „Wypowiedz to” – żeby pary mogły codziennie dać sobie 10 minut uwagi, refleksji, gry, pytań, rozmowy. To nie są „bajery” – to tlen dla związku. Bez tego relacja więdnie. A z tym – kwitnie.

Dbamy o swoje auta, sprzątamy dom, czasem nawet robimy większy remont. W związku jest to samo, od czasu do czasu trzeba się zatrzymać i sprawdzić jak funkcjonujemy. Musimy pamiętać, że wraz z naszym dorastaniem zmieniamy się i będziemy zmieniać przez cały okres trwania relacji. Musimy na bieżąco uczyć się siebie, poznawać, odkrywać nowe pragnienia i potrzeby. Związek to nie jednorazowy akt, ale projekt na całe życie.

Dziękuję za ciekawą rozmowę.

Obserwujcie Dawida w social mediach:

FACEBOOK: / polskihaxter

INSTAGRAM: / polski_haxter

TikTok: / polski_haxter

1 polubienie

Świetny wywiad! Samo gęste!

Bardzo dojrzałe spojrzenie na związek i bycie mężczyzną. Wyjątkowo trafne uwagi o redpill.

Nie znałem wcześniej @polski_haxter, widzę że muszę nadrobić.

Wywiad naprawdę świetny. Zainteresuję się twoją twórczością @polski_haxter.

Chciałbym zadać parę pytań dodatkowych.

  1. Co pchnęło cię w kierunku psychologii relacji. Kiedy i skąd pojawiło się to zainteresowanie? Zastanawiam się, bo z własnego podwórka mogę powiedzieć, że u mnie to był kryzys relacji i uświadomienie sobie, że dotychczasowe metody funkcjonowania nie działają. Wielu ludzi widzi problem i mija zaledwie chwila i zakochuje się w procesie.

  2. Co ludzie najczęściej źle interpretują w tym, co robisz?

  3. Kto w tej dziedzinie rozwoju miał największy wpływ na twoje postrzeganie relacji i prawd, jakimi rządzą się relacje damsko męskie?

  4. I ostatnie jakbyś miał polecić jedną książkę (ale nie swoją), którą każdy mężczyzna powinien przeczytać, jaki tytuł byś doradził?

Jeszcze raz dzięki za wywiad z @Johnny i działaj dalej, bo widzimy, jak niezbędna jest ta praca u podstaw. Teraz bardziej, niż nigdy.

Pozdrawiam

Marcin

Świetna rozmowa, serdecznie za nią dziękuję. Ogromnie wartościowa, bo wiele tematów porusza i budzi sporo refleksji. Cieszę się że wybrzmiało wyraźnie jak ważne jest odróżnienie słów “wina” i “odpowiedzialność”. Szukając winnych oddajemy całkowicie swoją sprawczość, parkujemy na pozycji ofiary, bezradni i ze związanymi rękoma (Wiem, bo tam byłam). Odpowiedzialność pozwala dostrzec, że nic nie odbywa się bez naszej zgody. Super rozmowa.

Dawid zapoznał się z Twoimi pytaniami i podesłał mi odpowiedzi, pozwolił je w całości tu wrzucić - niestety w związku z zobowiązaniami rodzinnymi nie ma jednak czasu na dyskusję na forum.

Odpowiedź 1: Psychologia towarzyszy mi od ósmego roku życia. Nie w formie książek czy szkoleń – wtedy to była czysta, dziecięca potrzeba zrozumienia świata, który nagle przestał mieć sens. Mój ojciec odszedł. Po prostu zniknął z naszego życia. Do dziś nawet nie wiem, czy żyje. Nie chciał mieć kontaktu ze mną ani z moim rodzeństwem. A ja, jako dziecko, próbowałem to pojąć – dlaczego? Dlaczego inne dzieci mają ojców, a ja nie? Czemu facet, który mnie stworzył, nie chciał mnie znać? To były pytania, które nie dawały mi spokoju. I to właśnie wtedy zaczęło się we mnie coś budować – potrzeba szukania sensu, zrozumienia emocji, zachowań, decyzji.

Na pewnym etapie życia – już jako młody dorosły – zacząłem kompulsywnie zdobywać wiedzę. Ale nie zawsze wykorzystywałem ją dojrzale. Wpadłem w skrajności. Miałem okres, w którym byłem uwodzicielem – potrafiłem podejść do niemal każdej kobiety na ulicy i ją oczarować. Widziałem to jako potwierdzenie swojej wartości, swojej „siły”. Ale wcześniej – i później – byłem też tym drugim typem faceta: potulnym, podporządkowanym, starającym się za bardzo. Kukoldem, jak to się dziś określa. Takim, który robi wszystko, by zasłużyć na miłość. I – jak się domyślasz – jedno i drugie kończyło się cierpieniem. Rozpadem. Pustką.

Potem przyszedł etap edukacji, biznesu, pracy z ludźmi. Setki godzin na salach szkoleniowych, tysiące rozmów, obserwacji, refleksji. I właśnie dzięki temu dziś jestem w miejscu, w którym mogę tworzyć przestrzeń do tego, by ludzie nie musieli powielać rodzinnych schematów. Pokazuję, że można budować relacje inaczej – mądrzej, dojrzałej, bez wstydu za swoje uczucia.

I wiesz co? Zgadzam się z tym, co mówił Steve Jobs – „Stay hungry. Stay foolish.” Ja jestem głodny. Nie sukcesu, lajków, poklasku. Jestem głodny tego, czego jeszcze mogę się dowiedzieć o sobie. I o innych. I właśnie ta ciekawość sprawia, że jestem otwarty – ale nie na to, co mi ktoś włoży do głowy, tylko na to, co naprawdę jest spójne ze mną. Bo rozwój to nie naśladowanie kogoś. To odnajdywanie siebie.

Odpowiedź 2: Największe nieporozumienie, z jakim się spotykam, to przekonanie, że „atakuję mężczyzn” albo „stawiam ich w złym świetle”. Wielu facetów widzi moje treści i od razu włącza się w nich mechanizm obronny: „On nas obwinia. On zwalnia kobiety z odpowiedzialności”. I wtedy zaczynają się ataki, komentarze, obraźliwe wiadomości.

Ale prawda jest inna. Ja nie atakuję – ja konfrontuję. I to boli. Bo jeśli przez całe życie uczono cię, że masz być twardy, samowystarczalny i nigdy nie płakać, to każda próba zajrzenia głębiej we własne emocje może wydawać się zagrożeniem. Mężczyźni, którzy mnie krytykują, często nie wiedzą, że w rzeczywistości bronią się przed czymś, co sami przeczuwają, ale boją się tego nazwać.

W naszych rozmowach, szkoleniach i sesjach często wychodzi, że wielu z tych mężczyzn po prostu tęskni za bliskością, ale nie wie, jak ją zbudować. I ja ich rozumiem. Sam przez to przeszedłem. Ale to nie znaczy, że mamy się wzajemnie głaskać i utwierdzać w przekonaniu, że „kobiety są winne”. Relacje to odpowiedzialność obu stron. Ja skupiam się na mężczyznach, bo sam jestem jednym z nich. I wiem, że jeśli my się nie zmienimy, to nic się nie zmieni.

Odpowiedź 3: Nie mam jednego guru. Nigdy nie wierzyłem w jedną szkołę czy jedną świętą prawdę. Lubię czerpać z różnych źródeł, różnych podejść, różnych perspektyw – ale zawsze z filtrem: „Czy to jest zgodne ze mną?”. Nie chcę wpasowywać się w czyjąś teorię – wolę budować własną z autentycznych doświadczeń, emocji i wniosków.

Jeśli miałbym jednak wskazać jedną osobę, która znacząco wpłynęła na moje myślenie, to byłby to Jordan Peterson. Nie ze względu na wszystko, co mówi – bo nie ze wszystkim się zgadzam – ale za jego zdolność do łączenia psychologii z filozofią życia, z odpowiedzialnością, z ideą porządku i sensu. W czasach, gdy wielu ludzi szuka prostych odpowiedzi, Peterson daje coś o wiele trudniejszego: pytania, które naprawdę zmuszają do myślenia.

Odpowiedź 4: Innej niż moja? To nie niestety, ale nie ma lepszej od “Dylemtów Miłości” do polecenia obecnie… Oczywiście to żart. Bez wahania polecam: „Psychologia miłości” autorstwa Bogdana Wojciszke. To pozycja, która – mimo że napisana w sposób naukowy – trafia prosto w sedno. Pokazuje, jak funkcjonują związki, jakie są etapy miłości, co sprawia, że się zbliżamy, a co powoduje, że oddalamy. To jedna z tych książek, które otwierają oczy, nie przez coachingowe hasła, ale przez konkret, badania i trafne obserwacje.

Dla mnie to była pozycja, od której wiele się zaczęło. Można ją potraktować jako lustro – i zobaczyć w niej nie tylko, gdzie jesteśmy jako para, ale też: gdzie jesteśmy jako mężczyźni w ogóle. I czy naprawdę wiemy, co to znaczy kochać.