Rola ojca w życiu mężczyzny – obecność, brak i zdrowy wzorzec

Z okazji Dnia Ojca chciałbym poruszyć temat, który uważam za fundamentalny dla zrozumienia tego, kim jesteśmy jako mężczyźni – chodzi rzecz jasna o rolę ojca w naszym życiu. Nie chodzi tu tylko o biologiczną obecność, ale o jakość tej obecności, sposób, w jaki ojciec jest dla swojego syna – fizycznie, emocjonalnie czy psychicznie.

Ojciec jako pierwszy męski wzorzec

Nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że dla chłopca ojciec jest pierwszym i najważniejszym męskim wzorem. To właśnie z ojca syn (często nieświadomie) czerpie informacje o tym:

  • czym jest męskość,

  • jak radzić sobie z emocjami,

  • jak budować relacje z innymi,

  • jak stawiać granice i być odpowiedzialnym.

Ojciec, który potrafi być obecny, uważny i zaangażowany daje synowi coś bardzo ważnego – wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa. Pokazuje, że można być silnym i wrażliwym jednocześnie oraz, że autorytet nie musi oznaczać strachu, ale może opierać się na szacunku, stabilności i zaufaniu.

Nieobecny ojciec – fizycznie lub emocjonalnie

Brak ojca to nie tylko sytuacja, gdy zniknął z życia dziecka po rozwodzie, śmierci czy wyjeździe. Taka sytuacja ma miejsce także wtedy, gdy fizycznie ojciec wprawdzie w otoczeniu chłopca był, ale emocjonalnie – był po prostu nieobecny. Milczał, był chłodny i zamknięty. Być może nie potrafił wyrażać uczuć, nie był ciekawy świata wewnętrznego swojego syna, patrzył na niego przez pryzmat stereotypów, własnych braków i uprzedzeń. Dotyczy to również stale krytykującego ojca, deprecjonującego, porównującego syna do innych chłopców.

Jakie mogą być tego skutki?

Z mojego własnego doświadczenia posiadania takiego nieobecnego emocjonalnie, krytycznego i surowego ojca były to:

  • toksyczny wstyd, poczucie, że jest się kimś “złym” i “niegodnym miłości”,

  • trudności w zbudowaniu stabilnej tożsamości jako mężczyzna,

  • wewnętrzna niepewność, ciągła potrzeba udowadniania swojej wartości,

  • problemy z bliskością, zaufaniem, wyrażaniem emocji,

  • czasem była to agresja, ucieczka w maski „twardziela” i kompensacje.

Znam prywatnie naprawdę wielu dorosłych mężczyzn, którzy mimo sukcesów, pieniędzy czy bycia związku noszą w sobie niezabliźnioną ranę po ojcu – bo go nie było, a jeśli był to głównie ich ranił.

Mi osobiście pomogło to, że miałem bardzo dobrą relację z dziadkiem, który była na mnie uważny i był dla mnie obecny - spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu na różnych aktywnościach i sporo rozmawialiśmy. Był to dla mnie fundament, na którym mogłem się jakoś zbudować, wykorzystać to w trakcie mojej terapii.

Warto dodać, że zraniony ojciec często wychowuje syna, nieświadomie powielając to, co sam przeszedł - po prostu brakuje mu zdrowego wzorca (w przypadku mojego własnego ojca był to brak jakiegokolwiek wzorca). Uzdrowienie rany po ojcu to również decyzja, że na mnie ten dramat pokoleniowy się kończy i to nawet, jeśli nie masz dzieci – chodzi o to, by już nie żyć automatycznie w tych samych schematach.

Kilka słów o tym, jak sobie z tym dziedzictwem poradzić

Wielu mężczyzn próbuje iść dalej mówiąc sobie: „było minęło”, „inni mieli gorzej”, „to nie ma wpływu na moje życie”, “może i ojciec mnie bił, ale zasłużyłem”, “ojciec po prostu był zapracowany”.

Warto uświadomić sobie, że jest to jednak forma racjonalizacji i obrony, dalsze tkwienie w schemacie, wyparcie swojego wewnętrznego świata. Uzdrowienie zaczyna się wtedy, gdy przyznasz sam przed sobą - tak, to miało znaczenie, to boli, to zostawiło ślad.

I nie chodzi tu o obwinianie własnego ojca – chodzi o uznanie swojego bólu. To pierwszy, niezbędny krok.

Zapytaj siebie:

  • czego wtedy potrzebowałem, a nie dostałem?

  • co chciałbym dziś powiedzieć tamtemu zagubionemu, opuszczonemu chłopcu?

  • czego on dziś potrzebuje ode mnie – dorosłego mężczyzny?

Nie łudź się przy tym, że usłyszysz od swojego ojca to, czego kiedyś potrzebowałeś. To się oczywiście może zdarzyć, ale wcale nie musi - ważne, byś był gotowy teraz, już jako dorosła osoba, zająć się własnymi ranami.

Kolejny krok to znalezienie innych wzorców męskości. Jeśli ojciec był nieobecny lub toksyczny, prawdopodobnie brakuje ci zdrowego obrazu, jaki może być mężczyzna. To można odbudować, np. przez kontakt z mentorami, starszymi mężczyznami, terapeutyczne grupy męskie.

Czasem wystarczy jeden mądry mężczyzna, który pokaże Ci: można inaczej.

Możesz też - tak jak ja - zrobić sobie kolaż z różnych męskich postaw i wypracować własny schemat działania, który będzie z Tobą rezonował.

Jeśli rana jest głęboka nie bój się sięgnąć po pomoc. Terapia indywidualna, zwłaszcza z terapeutą rozumiejącym męskie doświadczenia, może pomóc przeżyć żałobę po ojcu, jakiego się nie miało.

Zdrowy model ojcostwa

Została nam jeszcze jedna kwestia - zdrowe ojcostwo. Nie jest to nie ideał z bajki. Wystarczy, że będziesz mężczyzną, który:

  • potrafi powiedzieć „kocham cię” i „jestem z ciebie dumny”,

  • umie postawić granice, ale bez sięgania do przemocy,

  • daje synowi przestrzeń do bycia sobą, nie projektuje na niego własnych ambicji,

  • uczy, że porażka to nie wstyd, tylko część rozwoju,

  • sam nie boi się swoich emocji – i przez to uczy syna, że emocje nie są słabością, a czymś, co po prostu mamy jako ludzie na fabrycznym wyposażeniu.

Sam nie mam syna (czego trochę żałuję - chociaż może kiedyś :D), ale jako rodzic wiem, że można przełamać rodzinny, wielopokoleniowy schemat i być obecnym dla własnego dziecka.

Wszystkim tatom z okazji Dnia Ojca polecam też obejrzenie tego filmu:

Co tu dużo mówić - mnie zawsze wzrusza.

No i nie zapomnijcie złożyć życzeń Waszym staruszkom - zrobili tyle, ile umieli.

Świetny tekst, i na czasie.

Powiedziałbym, że wzorowy.

Nie wiem jak inni, ale samemu musiałem dojrzeć do tej roli i w wieku 30 lat nie byłem gotowy. Kilkanaście lat do przodu i wiem, że wzorca nie miałem, ale też popełniałem wiele błędów. Teraz staram się naprostować jedną rzecz po drugiej, ale ze starszym synem do tej pory potrafimy się ścierać (praktycznie wokół tematu dostępu do Internetu i urządzeń), i widzę, że on jest nadal moim nauczycielem.

Kiedyś głupi chciałem być autorytetem, teraz wiem, że albo masz rację, albo masz relację.

Największy problem mam z samym sobą, bo chciałbym jak najlepiej, ale wiadomo jaka jest młodzież, zrobi odwrotnie niż im się powie. Jednak obecnie to jest dzień za dniem z wytrwałością staram się być prawdziwie obecny i słuchać, chociaż nie podoba mi się często co słyszę. Mówię próbuj. Rób jak uważasz, zawsze możesz się zapytać.

Dzieci nie są moją własnością, aby mówić im kim mają być. Czasem tylko obserwuję z boku i mnie trochę wkurza, że mają tyle możliwości, a nie próbują. Trochę winy mam, bo nie oponowałem wystarczająco kiedy żona latała helikopterem. Teraz widzi, że syn musi dostać po dupie, bo nie da rady wszystkiego za niego robić, a ADHD nie jest wytłumaczeniem dla zwykłego lenistwa. Ja musiałem kilka twarzy dostać w twarz i dupę, aby zrozumieć.

Oj, ja zdecydowanie nie byłem na to gotowy. Wiedziałem tylko jedno - nie chciałem być taki jak mój własny ojciec. Krytyczny, surowy, nieobecny emocjonalnie. Nie miałem jednak dobrego, pozytywnego wzorca i musiałem improwizować.

Na początku przesadzałem, chciałem chronić córkę przed całym światem, przed nieprzyjemnościami, przed trudnymi emocjami. Bałem się też pokazywać jej swoją złość na nią.

Musiałem na bieżąco korygować swój model i wyciągać wnioski z własnych błędów.

Zależało mi na tym, żeby mieć z nią żywą, autentyczną relację. Żeby się mnie nie bała. Chciałem być dla niej dostępny - żeby w przypadku problemów mogła do mnie przyjść, odsłonić się i uzyskać przestrzeń na swoje emocje, poczuć się bezpiecznie. To mi się udało i jestem z tego zadowolony. No ale gdyby nie doświadczenia uzyskane w trakcie terapii nie poradziłbym sobie - nie pozwoliłby mi to na to toksyczny wstyd.

My się po prostu lubimy. Lubimy też spędzać ze sobą czas. Na początku lipca jadę z nią na dwutygodniowe wakacje i wiem, że będzie fajnie - dużo pływania, dobrego jedzenia, budowania zamków z piasku, spacerów i rozmów. No i mało internetu, z którym ostatnio bardzo przesadzam.