Jak możecie zaobserwować w męskiej części YT stoicyzm od kilku lat przeżywa spory renesans – zarówno jako narzędzie rozwoju osobistego, jak i filozofia codziennego życia. Dla wielu osób wydaje się to być ratunek przed chaosem, przestymulowaniem i brakiem poczucia kontroli.
Osobiście wiele lat temu również przeszedłem przez fascynację stoickimi ideami – z ich racjonalnością, prostotą i wezwaniem do wewnętrznej autonomii. Prace Marka Aureliusza, Epikteta, a przede wszystkim Seneki były dla mnie prawdziwie porywającą lekturą - wielokrotnie do nich wracałem z zakreślaczem i notatnikiem. Uczęszczałem też na różne warsztaty stoickie i czytałem polskich autorów, kilku nawet poznałem.
Z czasem jednak zacząłem dostrzegać cienką granicę między zdrowym dystansem a emocjonalnym odłączeniem, między regulacją emocji a ich represją.
Z psychologicznego punktu widzenia stoicyzm operuje modelem poznawczej reinterpretacji – techniki polegającej na zmianie sposobu, w jaki interpretujemy daną sytuację, co z kolei wpływa na emocje. To technika obecna także w terapii poznawczo-behawioralnej (CBT), która udowodniła swoją skuteczność. Kluczowa różnica leży jednak w tym, że CBT nie neguje potrzeby przeżywania emocji – jest wręcz przeciwnie, uznaje ich istnienie, pozwala im zaistnieć i dopiero potem pracuje nad ich transformacją. Stoicyzm natomiast – szczególnie w popularnym, jutubowym wydaniu – często pomija ten etap.
Stoicka “apatia” a unikanie emocji
Koncepcja apatheia czyli wolności od namiętności (rozumianych jako destrukcyjne emocje) jest fundamentem klasycznego stoicyzmu. We współczesnym ujęciu łatwo ją pomylić z emocjonalnym wycofaniem. Dla osób z historią np. traumy rozwojowej, wychowania w rodzinach dysfunkcyjnych lub z zaburzoną więzią, stoicyzm może niechcący wzmacniać mechanizmy unikania emocji: odcinania się, izolacji wewnętrznej, a nawet tłumienia gniewu czy smutku. To ostatnie było właśnie moim udziałem w trakcie przygody ze stoicyzmem.
Psychologia zna ten mechanizm jako emocjonalną dysocjację lub tłumienie afektywne – i choć na krótką metę chroni to nasz organizm (po to ten mechanizm właśnie jest) to na dłuższą prowadzi do objawów psychosomatycznych, wypalenia, depresji lub trudności relacyjnych. Emocje, których nie przeżyliśmy, nie znikają – tylko zamieniają się w napięcia w ciele, w bezsenność, chroniczne zmęczenie lub chłód emocjonalny wobec bliskich.
Stoicyzm a regulacja emocji – co na ten temat mówi psychologia?
W psychologii mówimy o dwóch głównych strategiach regulacji emocji:
- Reapraisal (reinterpretacja poznawcza) – zmiana sposobu myślenia o sytuacji, by zmniejszyć jej emocjonalny ładunek.
- Suppression (tłumienie) – próba nieodczuwania emocji, „trzymania ich w sobie”.
Stoicyzm promuje pierwszy model, ale w praktyce – zwłaszcza wśród osób podatnych na perfekcjonizm lub o niskiej tolerancji na dyskomfort emocjonalny – często przekształca się w drugi. Badania w tym zakresie są jednoznaczne i z pewnością nie spodobają się fanom “klasycznej” męskości - tłumienie emocji wiąże się z obniżonym dobrostanem psychicznym, zaburzeniami lękowymi, niższą jakością relacji interpersonalnych i wyższym poziomem stresu fizjologicznego (np. podwyższone ciśnienie krwi, poziom kortyzolu).
Człowiek to nie tylko rozum
Stoicyzm zakłada, że rozum powinien panować nad namiętnościami. To idea szlachetna, ale bardzo uproszczona. Współczesna neuropsychologia pokazuje, że emocje nie są wrogami rozumu, a jego integralną częścią. Układ limbiczny (emocjonalny) współpracuje z korą przedczołową (racjonalną), a nie działa w opozycji do niego. Uczucia są informacjami – komunikatami o tym, co dla nas ważne, co zostało przekroczone, czego potrzebujemy. Jeśli nauczymy się ich słuchać, mogą stać się kompasem, a nie przeszkodą czy naszym wrogiem.
Czy stoicyzm da się zintegrować z emocjonalną świadomością?
Moim zdaniem – tak, ale wymaga to głębszego podejścia niż tylko „nie przejmuj się tym, czego nie możesz kontrolować”. Wymaga uzupełnienia stoicyzmu o elementy:
- Uważności (mindfulness) – obecności z tym, co się czuje, z samymi odczuciami w ciele, bez ich oceniania.
- Samowspółczucia (self-compassion) – uznania swoich ograniczeń (także tego, że czasem po prostu możemy się odpalić emocjonalnie) bez popadania w surowość.
- a często i psychoterapii, która uczy przeżywania, a nie tylko kontrolowania emocji.
Stoicyzm jest wartościowym narzędziem, ale nie pełną odpowiedzią. W realnym życiu nie chodzi tylko o to, żeby „znieść” cierpienie, lecz również zrozumieć jego źródła, nauczyć się zdrowo przeżywać emocje i otworzyć się na więzi. Emocjonalna dojrzałość to nie tylko spokój – to również zdolność do przeżywania smutku, gniewu, wstydu i lęku bez ucieczki, ale z czułością wobec siebie.
W moim przypadku stoicyzm wzmocnił mojego wewnętrznego krytyka - wkurzałem się na siebie, że się wkurzam. W okresie zainteresowania stoicyzmem i mojej krótkiej praktyki stoickiej miałem nasilenie objawów psychosomatycznych. Ostatecznie stwierdziłem, że to nie dla mnie.
Ciekaw jestem czy macie podobne obserwacje?
Czy stoicyzm pomógł Wam się zbliżyć do siebie czy raczej oddalił od własnych emocji?