Triggery emocjonalne - czym są i jak je rozbroić

Dzisiaj na tapet bierzemy triggery emocjonalne, po naszemu “wyzwalacze” - bodźce wywołujące silne reakcje emocjonalne, często nieadekwatne do sytuacji, intensywne, a czasem trudne do opanowania. Mogą one być wywołane słowami, zachowaniami, wspomnieniami, sytuacjami czy nawet dźwiękami lub zapachami (!).

Kluczowe jest to, że „trigger” dotyka jakiegoś wrażliwego punktu — często związanego z przeszłymi doświadczeniami, traumami, przekonaniami lub nierozwiązanymi emocjami.

Jako, że mężczyźni preferują pracę na przykładach oto kilka z nich:

Odrzucenie – np. brak natychmiastowej odpowiedzi na wiadomość może uruchomić lęk przed byciem porzuconym i odpalić silną reakcję (kto nigdy nie został zwyzywany przez jakąś dziewczynę, że nie odpisał jej na smsa po kilku sekundach niech pierwszy rzuci kamieniem :smiley: )

Krytyka – nawet konstruktywna może aktywować poczucie bycia „niewystarczającym”. Mnie przykładowo odpalało kiedyś, gdy ktoś zarzucał mi, że czegoś nie umiem - miałem bardzo krytycznego ojca, który stale powtarzał mi, że nic nie potrafię i jestem kompletnie nieudolny

Kontrola – może wywoływać gniew lub bunt u osób, które były nadmiernie kontrolowane w dzieciństwie

Widzimy więc, że triggery najczęściej mają korzenie w przeszłości — w dzieciństwie, relacjach rodzinnych, traumach emocjonalnych czy utrwalonych wzorcach myślenia. Nasz mózg uczy się, że pewne sytuacje są zagrożeniem — nawet jeśli obiektywnie już w ogóle nie są (bo jesteśmy już na innym etapie życia). Ciało i psychika reagują wtedy tak, jakby znów były w tamtym bolesnym momencie.

Możecie więc w tym momencie zauważyć, że nie same sytuacje nas „triggerują”, ale znaczenia, jakie im nadajemy — często nieświadomie. Przykład: dla jednej osoby cisza w rozmowie to chwila refleksji, dla innej zwiastun tego, że zaraz zostanie porzucona i trzeba zrobić wszystko, żeby do tego nie doszło.

Jak rozpoznać, że coś nas striggerowało? Sekwencja zdarzeń wygląda zwykle następująco:

  • Następuje zdarzenie, które jest wyzwalaczem

  • Nagle czujesz silną emocję (gniew, lęk, smutek, wstyd)

  • Twoja reakcja jest silniejsza niż sytuacja, by to uzasadniała

  • Masz ochotę uciec, zaatakować lub się wycofać

  • Trudno Ci pomyśleć logicznie lub się uspokoić, po prostu chcesz działać

  • Czasem (ale to już rzadziej) pojawia się wewnętrzny monolog: „znowu to samo”, „nikt mnie nie rozumie”, „jestem nieważny/a”

Czy można sobie z tym jakoś poradzić? Wujek @Piotr_eM przynosi Wam dobre wieści - otóż można, poniżej sprawdzone sposoby:

  • Świadomość – od tego wszystko się zaczyna - ZAUWAŻ, że zostałeś/-aś triggerowany/-a
  • Oddziel przeszłość od teraźniejszości – warto w takich sytuacjach szybko przywrócić się do tu i teraz, np. nazywając kilka rzeczy w bezpośrednim otoczeniu (przykładowo - “tam stoi krzesło, tu stolik, a tam na podłodze leży dywan” - TO NAPRAWDĘ DZIAŁA), a potem przypomnieć sobie, że obecna sytuacja to nie tamta z przeszłości
  • Regulacja emocji – np. głęboki oddech, kontakt z ciałem (szukamy emocji w ciele - zazwyczaj pojawia się w klatce piersiowej/w brzuchu, obserwujemy ją sobie i powstrzymujemy się od reakcji)
  • Refleksja – zapytaj siebie: “Co dokładnie mnie uruchomiło? Skąd znam to uczucie?”
  • Nazwij to na głos, powiedz to drugiej osobie (o ile nie masz do czynienia z jakimś toksykiem, który potem będzie wykorzystywał to przeciwko Tobie) – np. „Poczułem lęk, kiedy nie odpisałaś, bo przypomniało mi to stare doświadczenie” - zobaczysz, ma to magiczne właściwości

No i tradycyjnie - praca terapeutyczna – jeśli triggery są częste i paraliżujące, warto pracować nad nimi z wykwalifikowanym terapeutą.

To tyle - dajcie znać jak zapatrujecie się na obecność na naszym forum tego typu tematów.

Temat ważny i niezwykle potrzebny. Dziękuję że go poruszyłeś. Zacznę od nazwy. Podoba mi się ogromnie, że zwróciłeś uwagę, że zamiast trigger poprawniej byłoby mówić wyzwalacz lub zapalnik. Doceniam ogromnie. Myślę, że zanim weszliśmy na drogę bardziej świadomą, a zakładam, że większość z nas była jednak kiedyś w czarnej… dziurze, to wierzyliśmy, że inni ludzie, sytuacje z zewnątrz wywołują w nas emocje. Tak jakby to inni mieli magiczną różdżkę i dostęp do moich myśli. Z tamtego czasu pamiętam, że głównie reagowałam na to co się wydarza. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pomiędzy pojawieniem się triggera, a moją reakcją na niego jest okienko, przestrzeń, chwila czasu, w której mogę podjąć decyzję jak chcę zareagować. Do tego jednak potrzebowałam najpierw uwierzyć, że nie jestem liściem rzucanym przez wiatr, że mam kontrolę nad wieloma rzeczami. Tak na szybko to przychodzi mi co najmniej sześć rzeczy nad którymi kontrolę posiadam : moje nastawienie, moje zachowanie, wartości, moje pragnienia, potrzeby, działania. Zawsze piłka jest po mojej stronie. To było bardzo optymistyczne i wyzwalające dla mnie, bo ja serio myślałam, że nie mam żadnej mocy sprawczej. Później jeszcze usłyszałam taką teorię, że nikt nie wsadzi nam do głowy czegoś czego tam wcześniej nie było. Chyba wtedy przyszła świadomość i zarazem pogodzenie, przyjęcie, że te triggery nie są przeciwko mnie ale są dla mnie.

Zapomnialam napisać o moich sprawdzonych sposobach, a miało być praktycznie. Mnie bardzo pomogło ustalenie (tylko bez ściemy) swoich priorytetów. Nie, nie dwudziestu priorytetów, trzech. Do priorytetów nie należy posiadanie racji, więc odpadła mi cała przestrzeń zajadłych dyskusji, w których rozmówcy “skaczą sobie do oczu”. Drugim triggerem i zarazem zapalnikiem najbardziej bolesnym były sytuacje w których musiałam zmierzyć się z poczuciem emocjonalnego opuszczenia, niedocenienia. Ponieważ przez większość mojego dzieciństwa moja mama zmagała sie z rakiem, a ojciec porzucił mnie i brata, krotko po jej śmierci, gdy jeszcze byłam dzieckiem, to miałam syndrom “sierotki”, która liczy, że dobrym zachowaniem zasłuży na miłość. Żeby ten trigger przestał się uruchamiać musiałam zaopiekować się swoim wewnętrznym dzieckiem i sama dla siebie stać się dobrym rodzicem. Co nawet nieźle mi się udało. Piszę to oczywiście ku pokrzepieniu, a nie żeby się chwalić.

Epiktet, grecko-rzymski stoik, by się z Tobą w pełni zgodził. Wrzucę ten cytat w całości, bo jest mocarny:

Z wszystkich rzeczy jedne są od nas zależne, drugie zaś niezależne. Zależne są od nas: sądy, popędy, pragnienia, odrazy i jednym słowem – to wszystko, co jest naszym dziełem. Niezależne natomiast są od nas: ciało, mienie, sława, godności i jednym słowem – to wszystko, co nie jest naszym dziełem. I dlatego te rzeczy, które od nas zależą, z natury są wolne i nie podlegają żadnym zakazom ani przeszkodom, te natomiast, które od nas nie zależą, nie przedstawiają żadnej wartości, spełniają służebną rolę i stanowią cudzą własność. Pamiętaj zatem, że jeśli rzeczy służebne z natury zaczynasz uważać za wolne, a cudze za własne, sam się zaprzęgniesz w niewolę, będziesz rozwodził skargi i żale, doznawał niepokoju, miotał złorzeczenia zarówno na bogów, jak i na ludzi. Jeżeli jednak to tylko, co twoje, uważać będziesz za swoją własność, i przeciwnie – to, co jest cudzą własnością – za przynależne, jak jest w rzeczywistości, do kogoś innego, wtedy nikt nigdy nie będzie na ciebie wywierał przymusu, nikt nie będzie sprawiał ci przeszkód, ani ty sam nie będziesz nikomu złorzeczył, nikogo oskarżał, niczego zgoła czynił wbrew swojej woli, nikt nie wyrządzi ci krzywdy, w nikim nie będziesz miał wroga, bo też i niczego nie doznasz, co by rzeczywiście szkodliwe było dla ciebie.

Kupiłem sobie niedawno “Wybrane Diatryby i Encheiridion” Epikteta - brakowało mi do kolekcji (miałem już wcześniej “Rozmyślania” Marka Aureliusza w dwóch wersjach i “Myśli” Seneki). Stoicy są fajni - tworzyli w czasach, gdy filozofia była jeszcze sztuką życia, a nie tworzeniem koncepcji dla nikogo.

Ale to tak na marginesie :slight_smile:

W zaciętych dyskusjach, gdy ktoś okazywał mi lekceważenie/stawiał się w pozycji mądrzejszego ode mnie też się odpalałem i nie do końca rozumiałem czemu. Koledzy z forum pewnie to pamiętają z innych miejsc :smiley:

Ale i to udało mi się rozbroić - siedziałem nad tym długo, toczyłem ze sobą dialogi sokratejskie i przypomniałem sobie, że matka nazywała mnie w dzieciństwie “głąbem” i te uczucia do mnie wracały, gdy ktoś w podobny sposób mnie lekceważył/traktował jak tego głupszego, któremu trzeba tłumaczyć pewne oczywistości.

Bardzo w takich momentach nie chciałem, żeby mój rozmówca wykazał publicznie, że faktycznie jestem głąbem (bo to by oznaczało wygraną mojej matki i ostateczne potwierdzenie, że miała rację) dlatego pojawiało się u mnie duże napięcie i chęć “wygrania” dyskusji.

Na szczęście to już za mną.

O tym też planuję napisać w osobnym wątku - jak stać się dla samego siebie matką i ojcem.

Piotrze, odpalałam się kiedyś pewnie nie gorzej od Ciebie. Najbardziej przeszkadzały mi “tępe dzidy” i “złamasy”, których jedynym życiowym celem było zrobić sobie dobrze zaniedbując własne dzieci. Na nieuświadomionym poziomie ma to sens, bo ja się z tymi zaniedbanymi, porzuconymi dziećmi utożsamiałam. Nie bez powodu moją ulubioną bajką w dzieciństwie była “Dziewczynka z zapałkami”. Z prawdziwym smutkiem wspominam też czas kiedy w każdym niemal mężczyźnie widziałam męską energię w najgorszym wydaniu- słabą, wygodną i bierną. Chyba do tej pory jescze trochę mnie triggerują tacy ojcowie. To ostatnie akurat staram się zmieniać obserwując uważnie zaangażowanych ojców, cieszę się z ich ojcowskich sukcesów i podziwiam fajne, męskie pomysły nawiązywania więzi ze swoimi dziećmi. O zmianie przekonań też świetnie byłoby kiedyś podyskutować.

Świetnie opisałeś ten proces. Jak dobrze, że dałeś sobie czas i zaangażowanie, i udało Ci się dotrzeć do konkretnych sytuacji, słów i w efekcie emocji, które Ci wtedy towarzyszyły. Czy myślisz że taką analizę można zrobić nie pamiętając konkretnego wydarzenia, konkretnej sytuacji? Ciekawe. Wiele osób nie pamięta co się działo w przeszłości, myślę, że to dlatego, że stres, lęk był wtedy tak ogromny, że zadziałał system ochrony i zdarzenie zostało wyparte. Czy według Ciebie mimo tego da się “rozszyfrować” swój trigger?

Lubię mieć kontrolę nad emocjami - szczególnie tymi, które w jakiś sposób komplikują mi życie. Nie ma innego sposobu na złapanie kontroli niż odkrycie tego, co siedzi pod spodem. Kiedyś wchodzenie w głąb tych emocji było dla mnie trudne (bo każdy z nas lubi o sobie myśleć wyłącznie dobrze), teraz już nie.

Tak - najistotniejsze to dojść do konkretnego przekonania, myśli, emocji, która jest sercem danego wyzwalacza. Sama sytuacja/wydarzenie nie jest tak istotna jak to konkretne przekonanie (jak w moim wypadku “nie mogę wyjść na głąba”) - trzeba je zidentyfikować, a potem wejść z nim w dialog i je rozbroić.

Aż chciałoby się zapytać przewrotnie - z myśleniem o sobie dobrze na poziomie świadomym czy nieświadomym? Faktem jest, że wychodząc z dysfunkcyjnego domu, w dorosłych relacjach, przyjmujemy jedną z dwóch postaw - dominującą albo uległą. Jeśli dominującą, to jest w nas przekonanie, że jesteśmy w porządku, a tylko ta druga strona jakaś taka tępa, niekumata. Jeśli uległą, to ignorujemy swoje potrzeby i ważniejsze jest to co mówi, co myśli druga osoba. Czyli mamy dwa warianty-ja jestem OK, ty jestes nie OK. Albo - ja jestem nie OK, ty jesteś OK. Celem wszystkich chyba terapii jest doprowadzić do momentu kiedy szczerze i z pełnym przekonaniem możemy powiedzieć - ja jestem OK i ty jesteś OK.

Do 32 roku życia myślałem o sobie wyłącznie źle. Potem mieszałem wstyd z dumą. Obecnie staram się być wolny od jednego i drugiego, z różnym skutkiem.

Mężczyźni maja pod górkę z emocjami. Spychanie ich powoduje, że za jakiś czas wracją ze zdwojoną siłą. Sam przez to przechodziłem i nie było łatwo. To było jak nauka od podstaw. Elementarz zrozumienia emocji. ABC. Nie wiem co w moim życiu było punktem zwrotnym. Intelektualne podejście się nie sprawdzało, a momenty eskalacji wyglądały tak, jakby ktoś inny zaczął sterować moimi myślami i zachowaniami. Później zrozumiałem, że to był ten zepchnięty w cieniu Marcinek. I jak pisałeś @Piotr_eM , trzeba było się stać dla niego rodzicem i zacząć go słuchać. Inaczej spirale myśli i emocji potrafił nakręcać w nieskończoność.

Zrozumiałem, po solidnym remanencie i przy pomocy koła życia zrozumiałem. że emocje stanowią fundamentalną część ludzkiego doświadczenia, łącząc nas z naszą duchowością w sposób, który często jest niedoceniany. Są one jak fale na oceanie, które przychodzą i odchodzą, czasem łagodnie, a czasem z ogromną siłą. Są one nieodłącznym elementem naszego istnienia, który pomaga nam zrozumieć siebie i świat wokół nas. Każda emocja niesie ze sobą pewną energię, która może nas motywować, inspirować lub przytłaczać. Te momenty przytłaczania lub nawet opętania pozwoliły mi zrozumieć różnicę między świadomością i nieświadomością. Zrozumienie to jedno, ale trzeba było znaleźć narzędzia. Do poradzenia sobie z tym bałaganem.

To jest mój bardzo osobisty proces, który cały czas rozwijam.

Według nauk Wschodu energia powinna swobodnie przepływać przez ciało. W mojej wyobraźni widzę ją jak rzekę - szeroką u podstawy, łagodnie meandrującą. Czasem jej nurt się zwęża lub zakręca, ale zazwyczaj płynie spokojnym, rytmicznym ruchem.

Każda emocja i każda myśl to forma energii, mająca swoją częstotliwość. Jedni opisują ją kolorem, inni - jako wibrację. Zdarza się, że pojawia się myśl o niskiej częstotliwości, sprowokowana przez jakieś zewnętrzne wydarzenie. Wówczas uruchamia się wspomnienie z przeszłości, i razem z częścią mnie zamkniętą w czasie, tworzą ciężar, głaz, który spada w nurt rzeki i zaburza jej przepływ. Woda zaczyna się kotłować, tworzą się wiry. To są moje emocje - wzburzone, niespokojne, uwięzione wokół tej przeszkody.

Nie rozbiję tej skały kijem, ani kijem wzburzenia nie zatrzymam. Jedyny sposób to wejść do rzeki, wydobyć głaz i przenieść go na właściwe miejsce. Nie chcę go niszczyć ani usuwać - to nie o to chodzi. Kiedy podchodzę bliżej, widzę, że skała nie jest jednolita. Z jej wnętrza prześwitują barwne odcienie (moje wspomnienia). Delikatnie dotykam jej powierzchni, bo wiem, że im bardziej się z nią siłuję, tym głębiej się zakorzenia. Teraz dotykam z ciekawością, łagodnie, i czuję, jak staje się lżejsza. Unosi się, płynie na brzeg i zastyga, a barwy się rozpływają w powietrzu. Każda skała zawsze mieni się inaczej.

Po tym procesie nurt powraca do swego naturalnego rytmu. Wychodzę na brzeg, a ciepła woda otula mi kostki. Jestem spokojny.

Kiedyś w tych miejscach rzeka się urywała i tworzyła tamy, wodospady, a nurt był bardzo niebezpieczny, niczym Colorado w deszczowej porze. Teraz wszystko złagodniało, zacząłem od terapii EFT, później świadoma medytacja i lektury pomagały coraz szybciej czyścić koryto. Dzięki temu mało rzeczy mnie obecnie rusza, a ja lubię wieczorem popatrzyć sobie na zachód słońca nad rzeką (wraz z tymi wszystkimi urwisami).

To właśnie świadomość pozwala zobaczyć, co tak naprawdę dzieje się w naszym wnętrzu. Emocje nie są myślami – nie da się ich „wymyślić” inaczej. Ale można je poczuć, zaobserwować i przyjąć z uważnością. Bycie świadomym emocji to nie to samo, co ich analizowanie. Chodzi o przestrzeń między bodźcem a reakcją – chwilę, w której możemy się zatrzymać i zapytać: co naprawdę czuję i dlaczego?

Prawdziwa duchowość nie polega na ucieczce od emocji. To raczej droga przez nie, w kierunku większej świadomości i spójności. Duchowa praktyka, która nie obejmuje emocji, łatwo staje się ucieczką od życia, a nie jego pogłębieniem. Kiedy pozwalamy sobie czuć nawet to, co niewygodne, otwieramy się na głębszy kontakt z wewnętrzną mądrością. Spokój, którego szukamy, nie przychodzi z zewnątrz, ale rodzi się w nas, gdy przestajemy walczyć z tym, co czujemy.

Jakie jeszcze narzędzia są wg mnie warte zastosowania?

  • Medytacja: Regularna praktyka pomaga zwiększyć świadomość emocji i zyskać do nich dostęp bez osądu.
  • Dziennik emocji: Spisywanie emocjonalnych stanów może ujawnić wzorce, których wcześniej nie dostrzegałeś. Kiedyś prowadziłem w dedykowanej aplikacji na telefonie. Zaznaczałem swój stan emotką, a później opisywałem. Jak wspominałem - elementarz.
  • Wdzięczność: Nawet w trudnych chwilach dostrzeganie tego, co dobre, wpływa na jakość emocjonalną życia. Ekstremalnie ją poprawiając i często nie dopuszcza do powstania skamielin.
  • Samoakceptacja: Bardzo ważne. Uznałem siebie z całym wachlarzem emocji. Za wystarczająco dobrego. Za kogoś pełnego, który nie potrzebuje żadnej naprawy.

Emocje to nie przeszkoda, lecz brama. To przez nie uczymy się siebie, dojrzewamy i odnajdujemy prawdziwego siebie. Im mniej z nimi walczymy, tym głębszy spokój możemy osiągnąć. Teraz uważam, że życie polega na pozbywaniu się, a nie na zbieraniu. Dosłownie i w przenośni.

Uff.

podchodząc do tematu z dystansem:

Wow, jakie to ładne. Piszesz, a jednak malujesz obrazy. Wspaniale, że się tym dzielisz.

Podzielisz się Marcin jak u Ciebie było z wdzięcznością? Zacząłeś z wysokiego C “Urodziłem się /mieszkam w bogatej Europie, więc z definicji jestem szczęściarzem”, czy może najpierw ucieszyło Cię babie lato i deszcz na twarzy i równocześnie poczułeś takie miłe, wenętrzne ciepło, że niczego więcej Ci nie brakuje? Że woda w kranie i dach nad głową, to absolutny prezent od losu?

Tak, czuliśmy się niewystarczający. Konia z rzędem temu kto wie co znaczy być wystarczającym.

Ja na przykład.

Ale oczywiście trigger odrzucenia nie jest mi obcy. Odpala się wyraźnie przy rozstaniach, szczególnie takich, gdzie byłem mocno zaangażowany, wiadomo.

Natomiast myślę, że należy się w tym kontekście pochylić nad źródłami tego wyzwalacza. Nie są one wyłącznie kwestią wychowania/ukształtowania psychiki/nawyków/wcześniejszych przeżyć/środowiska. Istnieje też bardzo silny bodziec biologiczny, który u nas to wywołuje. Odrzucenie romantyczne w języku pierwotnych, ewolucyjnych instynktów, to nic innego, jak sygnał: “nie przekażesz swoich genów dalej. Teraz bądź na to wkurwiony. Czuj się chujowo. Odczuwaj tęsknotę i/lub chęć przykrycia tego nowym partnerem/partnerką. Odpal program fight-fawn z czwórki fight-fligt-freeze-fawn”. Natura! (ach przypomniał mi się pewien potężny berlińczyk, który tak mawiał xd)

Mężczyźni przeżywają to znacznie silniej, niż kobiety (jest na ten temat trochę badań, nie chce mi się szukać) i też jest to w dużym stopniu naturalne ze względu na inaczej ewolucyjnie ukształtowane strategie reprodukcyjne u płci.

Z naturalnymi instynktami nie ma co walczyć, bo się ich i tak nie pokona (tzn zapewne można, np przez spędzenie reszty życia pijąc litr wódy dziennie albo poddając się lobotomii, ale chyba nie o to chodzi). Myślę, że trzeba je oswoić, zrozumieć, przeżyć. Zaprząc do kreatywnej pracy. Bo ten sygnał “code red code red zrób coś z tym” raczej łatwo nie wygaśnie.

I jeszcze raz - jest równie naturalny, co sygnał bólu, silna reakcja stresowa, zmiany w ukrwieniu organizmu (przekierowanie krwi do mięśni) i natychmiastowa reakcja “oddaj albo uciekaj”, gdy ktoś nam przywali w mordę.

Nadmierna kontrola, wydaje mi się, powinna u każdej zdrowej osoby wywoływać reakcję obronną/opozycyjną, i jest to zdrowe i normalne. Kurde no nie wrzucajmy wszystkich wyzwalaczy do koszyka psychopatologii z automatyczną łatką “trauma”. Powoli, powoli.

Moja teza jest taka, że w tle wielu wyzwalaczy jest komponenta naturalna, ewolucyjna. Oczywiście jeśli mówimy o rzeczach typu reakcje na odrzucenie i kontrolę, które wyżej poruszałem, ale na krytykę, o której wspomniałeś w swojej triadzie, @Piotr_eM, w jakimś stopniu też. Krytyka zagraża naszej pozycji społecznej, stadnej. To jest też bardzo silny bodziec ewolucyjny, ponieważ ludzie w swoim normalnym środowisku (którym jest sawanna, tryb życia zbieracko-łowiecki i organizowanie się w relatywnie niewielkie, niezależne grupy) dla swojego przetrwania byli krytycznie zależni od kohezji i płynnego funkcjonowania grupy, i ten instynkt też przenosimy na współczesność.

No, więc proponuję najpierw zbić pionę z tymi wyzwalaczami i je docenić jako naszą spuściznę biologiczną, która doprowadziła do tego, że w ogóle przetrwaliśmy jako gatunek i tu sobie teraz na luzie gadamy. I to też nie jest tak, że to są atawizmy, które już nie są potrzebne. Nasz gatunek w dalszym ciągu jest zbudowany na kohezji społecznej, w dalszym ciągu też jego przedłużenie wymaga znalezienia partnera/ki i przynajmniej przez jakiś czas zbudowania z nim/nią funkcjonalnego związku.

Dodatkowo, też proponuję się uśmiechnąć trochę bardziej do nieświadomych mechanizmów w naszej głowie. Gdybyśmy wszystkie emocje, myśli, instynkty itd musieli przetwarzać świadomie, to przecież to by doprowadziło bardzo szybko do Choroszczy. A tak, to mamy te procesy w tle, które nie zaburzają nam aż tak bardzo normalnego funkcjonowania. Np nie musisz w trakcie pracy procesować w głowie, że jesteś głodny. Możesz się skupić na pracy. Czujesz głód, sygnał narasta - i po prostu idziesz coś zjeść, nie rozkminiająć za bardzo.

I jak już to wszystko zrobimy, przemyślimy, uznamy, “przytulimy”, to dopiero siadać do rozbrajania tych niezdrowych wyzwalaczy. A tych to też każdy trochę ma. Niektórzy dużo :smiley:

Podsumowując mój długi nudny wywód: należy, moim zdaniem, najpierw zidentyfikować, które wyzwalacze są w jakim stopniu niezdrowe, kontrproduktywne, zaburzające nasze funkcjonowanie.

Różnica jest myślę w sile przeżywania tego bodźca. Smutek, ból, złość i radość jest bardzo ludzka, normalna. Przeżywamy to na co dzień i dobrze że jesteśmy do tych przeżyć zdolni. Chodzi o to, że trigger “odbiera nam rozum”, jest nieadekwatny do sytuacji, niszczy nas i zalewa jak ciemna fala. Potem mamy też kaca, bo ktoś przy okazji oberwał.

Oczywiście, że tak.

Zauważ jednak, że jego intensywność bywa u ludzi bardzo różna. Osoby z silną raną odrzucenia z dzieciństwa reagują na odrzucenie zupełnie inaczej niż Ci, którzy takiej rany nie mieli - przeżywają to znacznie silniej.

Do dzisiaj pamiętam reakcję mojej późniejszej stalkerki na wyobrażone odrzucenie, które - jej zdaniem - jej zafundowałem. To był po prostu huragan emocji.

Po czasie zrozumiałem, że była to dla niej powtórka z rozrywki, a ja byłem jedynie figurą jej ojca (matki zresztą też, w innych aspektach), który ją porzucił jak była dzieckiem.

I znowu - zgadzam się, ale nie o nadmierną kontrolę mi chodziło. Raczej o reakcję na jakąkolwiek formę kontroli albo na cokolwiek, co tą kontrolę może przypominać.

Oczywiście się zgadzam. Istota tkwi w sile emocji i reakcji. Sam potrafię różnić stany, w których odczuwałem zwykły dyskomfort od stanu, w którym cały świat przestawał dla mnie istnieć i czułem się jakbym brał udział w jakiejś wojnie.

No jasne, że tak - i nie ma to większego sensu. Warto się natomiast zająć stanami, które uniemożliwiają lub utrudniają nam normalne funkcjonowanie, wpychają nas w dziwne kompulsywne zachowania, wywołują w nas bardzo mocne reakcje. Działanie terapeutyczne ma nam ułatwić życie, a nie je zastąpić - nie jesteśmy tu po to, żeby się stale naprawiać, a żeby ŻYĆ.

Otóż to - dlatego warto z nim pracować.

Również dlatego zaprzestałam dyskusji z osobami, którym triggery często się odpalają. Mając świadomość ich bólu nie chcę kopać leżącego. Jakoś o dziwo to ich chyba w jakiś sposób uspokaja, bo nie zauważyłam aby posuwali się do momentu, w którym musiałabym brutalnie postawić granice.

Wyzwalacze nie są problemem, ale reakcja na nie. To jest właśnie ta reakcja impulsywna, które emocje podkręcają. IMO nie chodzi o stanie się emocjonalnym betonem, bo wiem, jak to się kończy, ale o rozpoznanie emocji i uznać je wewnętrznie jako sygnał, ze cos sie zadziało, co mnie wyprowadziło z równowagi. Tych biologicznych bodźców obecnie nie ma tyle, które by uzasadniały często odpowiedzi, jakie widzimy, albo które tworzymy, Krotki lont, to właśnie brak świadomości i działanie z automatu z poczucia zagrożenia.

Jeden z moich ulubionych cytatów, co mi pomaga mocno i wszędzie go mam ze sobą.

Pomiędzy bodźcem i reakcją jest przestrzeń: w tej przestrzeni leży wolność i moc wyboru naszej odpowiedzi.

– Victor Frankl

Clue tematu.

Nie musimy się naprawiać, kiedy siebie zrozumiemy. Że to, co przeżyliśmy, nas ukształtowało. Kiedy zrozumiemy to, co dana sytuacja robi z naszym wnętrzem i skąd się bierze odbieramy jej siłę. Dlatego nie warto walczyć, ale to dostrzec i zbadać. Sporo pracy jest na początku, bo to jakby odbudowanie zaufania u porzuconej gdzieś wewnątrz drugiej osoby. Później to się odbywa, jakby spotkać znajomego podczas spaceru.

– Cześć.

– Cześć, dawno się nie widzieliśmy,

– No chwilę, fajny ciuch, wiesz muszę lecieć, mam plany. Uważaj na siebie. Pogadamy wieczorem.

– Cześć.

I tyle.

Nie, raczej maiłem pod górkę. Niewystarczający, to było drugie imię w ustach moich rodziców. Długo walczyłem o ich akceptacje. Tej wojny nie dało się wygrać. Wraz z rozwojem duchowym, zrozumiałem, że oni nie potrafili inaczej i mimo co nas spotkało, daliśmy radę.

Za to jestem wdzięczny.

Jestem wdzięczny, ze szczęśliwe momenty w życiu. Za to, że mnie stać na wiele, że miałem możliwość zwiedzić ponad pół świata i mi za to płacili, za to, że żyjemy w najbardziej cywilizowanym miejscu na świecie. Woda i dach to owszem przywilej, i rzadko niestety myślę w tych kategoriach. Niestety. Na początku to było trochę na siłę, bo religię odrzuciłem dawno temu. Nic nie znosi pustki, nawet dusza. Zabrzmię jak nawiedzony, ale Boga widzę w małych rzeczach do okoła. Czuję, jak stukają mi palce na klawiaturze i widzę literki na ekranie, a mógłbym być ślepy. To trochę przyszło nagle. W takim otwarciu, też mogły mi pomóc psychodeliki. Za co również jestem wdzięczny. Teraz cieszą mnie proste rzeczy. Słońce na twarzy, zapach po deszczu, woń kwitnącego rzepaku, uśmiech moich dzieci, zmarszczka na twarzy. Nawet zmagania i wyzwania. Dam sobie radę. Nie jestem sam. Nikt nie jest sam.

Chciałabym zapytać Cię o tyle rzeczy, ale temat wątku jest o triggerach, a ja znowu ściągam na manowce. Pewnie Ojciec Założyciel mnie pogoni. No dobra, ryzykuję. Chciałabym zapytać o relacje z rodzicami w dorosłym życiu, ale to może być zbyt osobiste, a ja nie chcę wchodzić z butami. O terapię EFT, o której wcześniej wspomniałeś, o Twoje doświadczenia. O psychodeliki, do których się przymierzam, ale czuję że jeszcze nie pora. I o Boga. Czy jego obraz w Twoim umyśle /sercu zmieniał się w trakcie jak Ty się zmieniałeś, czy widzisz jakiś związek ?

Ewa, nie mam problemu, aby się z tym podzielić. Wszystko ma związek, wszystko jest połączone. To droga, którą przeszedłem i jestem z niej cholernie dumny. Niestety nie każdemu w moim życiu taka zmiana odpowiada. Opiszę moją historię, moją ścieżkę w osobnym dziale, aby tutaj nie zaśmiecać. Będzie kilka stron.

Dziękuję Marcin, że chcesz się podzielić z nami. Ogromnie to doceniam.