Zdrowe podejście do śledzenia polityki - prośba o porady

Zacznę trochę od czegoś innego, niż tego, co będzie istotą wpisu, ale.. może nie istnieje dla Ciebie “zdrowe podejście” do polityki? Każdy z nas ma pewne ciągąty, punkty zapalne, po prostu uzależniacze, które nas odpalają. Po wielu próbach powtarza się ten sam schemat: 1) spróbuję, ale tylko na troszkę, 2) przesuwa się granica tolerancji, 3) dochodzi do ignorowania negatywnych aspektów uzależnienia/zaniedbań na innych polach życia z równoczesnym wyrzutem sumienia, 4) odstawienie… do czasu kolejnego streaku. Może w tym przypadku tak nie jest, ale jeśli tak może być, może warto zastosować moją metodę, którą przyjąłem wobec swoich trriggerów słabości i uzależnienia: przyznałem, że w żadnej mierze nie ma dla nich miejsca w moim życiu, bo przeszkadzają mi we wszystkim innym. Nie mogę mieć do nich “zdrowego” podejścia, bo każde podejście zawsze kończyło się brakiem zadowolenia z siebie. Więc, znużony tym procesem, którego początek, przebieg i koniec już znałem - postanowiłem nigdy nie zaczynać.

(Tyle tytułem dygresji wstępnej, może to strzał kulą w płot i nie Twój case)

Co do samej istoty wypowiedzi i case’u polityki, to przyjmuję za fakt to, że każdy ma 24 godziny na dobę do dyspozycji i nieodnawialne zapasy czasu i energii, uwagi i percepcji. Są to zasoby, którymi jakoś trzeba dysponować. Jeśli chcesz dla siebie (i bliskich, którzy są od Ciebie zależni) dobrze, powinieneś swój czas, energię i uwagę inwestować z korzyścią dla siebie.

Zatem - modelowo inwestujesz te zasoby tak, żeby uzyskać z nich zwrot w postaci własnego wymiernego dobra. Jeśli takim dobrem jest zaspokojenie potrzeb życiowych, bezpieczeństwo osobiste i materialne, rozwój, ogólnie satysfakcja i duma z siebie - to (według mnie) jądrem Twojego zainteresowania powinieneś być Ty sam i Twoje najbliższe otoczenie. Twoje zdrowie. Twój dzień. Twoje żywienie, Twój sen, Twoje hormony, Twoje najbliższe 48 godzin.

Na moje życie nie ma w tym ujęciu żadnego wpływu polityka ani myślenie o niej. Mam ograniczone moce umysłowe i myśląc o rzeczach dużych, abstrakcyjnych i zewnętrznych (tu: przykładowej polityce) nie myślę o swoich sprawach zawodowych (nie jestem tu kreatywny) ani nie odczuwam np. dyskomfortu z powodu nieosiągnięcia oczekiwanej formy fizycznej. Po prostu instaluję sobie w głowie dobrowolnie przeszkadzacz, szum, ciało obce , które zajmuje miejsce na rzeczy dla mnie potrzebne (bo mające realny i sprawdzalny wpływ).

Dawno temu sprawdziłem ten mechanizm na sobie na przykładzie gier strategicznych. Połączenie pasji i wiedzy historycznej powodowało, że niektóre tytuły miały dla mnie moc nieodpartą. I nie chodziło nawet tylko o czas spędzony na samym graniu - zauważyłem, że nawet nie grając w moich myślach układam strategie dotyczące gry, a nie innych rzeczy. W chwilach nudy i przerw (np. w trakcie jazdy samochodem, spaceru) które powinny być czasem kreatywności w sprawach życiowych, mieliłem zbędne plewy: myślałem o grze. To mnie przekonało do eliminacji tego typu rozrywki - cena jej byłą nieadekwatna do stopnia przyjemności.

Macchiavelli ujął to tak: “Debbe adunque uno principe non avere altro obietto né altro pensiero, né prendere cosa alcuna per sua arte, fuora della guerra et ordini e disciplina di essa; perché quella è sola arte che si espetta a chi comanda.” - co oznacza, że nigdy książę nie powinien mieć innego celu ani innych myśli, ani nie przedsiębrać niczego, co nie dotyczy wojny i jej reguł i porządku, ponieważ to jest jedyna rzecz, której się oczekuje od tego, kto rządzi (tłum. własne). Dalej jest opis tego, że myśli księcia nie powinny marnować się na rozrywkach, ale też na przykład w trakcie ćwiczeń i przejażdżek powinien wykorzystywać to by poznawać okolicę itd.

Zatem, według mnie, mężczyzna (nawet, jeśli nie jest księciem) nie powinien też marnować swoich sił i zasobów ( w tym uwagi, czasu, energii, koncentracji) na rzeczy błahe, bez istotnego znaczenia i spodziewanej korzyści.

Wyobraź sobie, że kiedyś - oby nigdy! - popadłbyś w gorszą sytuację, lub Twoim bliskim czegoś brakowało materialnie. I wtedy taka zależna od Ciebie osoba zapytałaby: na co przeznaczyłeś swój czas, uwagę, energię, żeby było inaczej? Czy wtedy nie żałowałbyś czasu i energii strawionej na rzeczy, które nie miały wpływu na Twoje życie, a zamiast tego oddawałeś się rozważaniom politycznym?

Dygresja: wiem, że polityka ma wpływ na życie. Jest to jednak kwestia skali i prawdopodobieństwa. Co bowiem ma większy i obiektywnie sprawdzalny wpływ na Twoje życie - to, czy regularnie śpisz 8 godzin w wywietrzonym pomieszczeniu, czy też to, kto aktualnie zajmuje pałac?

Na koniec, taka uwaga i przykład - niechlubny, ale takie przemawiają. Jest w sieci forum pod nazwą Bracia Samcy, które w założeniu miało być forum męskim i o samorozwoju nawet, a jakże. Od lat forum to obumarło z jakichkolwiek tematów osobistych rozwoju: działy o osobistych doświadczeniach, osobistych wyzwaniach, osobistych sukcesach zamarły. Za to w najlepsze kwitną dywagacje wszelkiej maści statystów i geostrategów o polityce, wojnie, jest i nawet wydział lekarski/sympozjum wirusologów o covidzie. Skoro zatem wzrok dyskutantów zwrócony jest na rzeczy tak wielkie, i te rzeczy wielkie budzą nie mniejsze rozemocjonowanie, to na rzeczy małe (osobiste) już miejsca nie ma, lub też nie ma o czym mówić. Obecnie zatem forum to holuje za sobą już jedynie obumierający fasadowy kikut a jego użytkownicy kręcą tylko jednym kołem i karuzelą. Ton wypowiedzi pomstujących statystów i geostrategów nie wskazuje zaś, żeby, mimo swojej pasji i oddania myśli i czasu sprawie, byli szczęśliwi i doświadczali radości.