Nienawiść, pogarda, mizoginia, ksenofobia jako objawy emocjonalnego niedorozwoju

Na wstępie smutna konstatacja - żyjemy wśród niedojrzałych emocjonalnie ludzi. Czym jest owa niedojrzałość emocjonalna? Pokrótce jest to niezdolność do świadomego przeżywania, rozumienia i regulowania własnych emocji, a także brak zdolności do empatycznego reagowania na emocje innych.

W praktyce oznacza to:

  • trudność w znoszeniu frustracji, smutku, lęku (emocje te są albo wypierane, albo rozładowywane w impulsywny sposób — np. w formie agresji),

  • czarno-białe myślenie (ludzie są albo “dobrzy”, albo “źli” - nie ma miejsca na niuanse, niepewność, paradoksy) - ta ludzka “właściwość” jest wykorzystywana przez polityków w trakcie kampanii wyborczych, gdzie jedna strona sporu przedstawiana jest jako “jasna strona mocy”, a druga jako zło wcielone - dzięki temu powstaje polaryzacja,

  • niską empatię (trudność w rozumieniu cudzych uczuć, brak zdolności do autentycznego współodczuwania) - co wysoce utrudnia bycie w bliskiej, autentycznej, głębokiej relacji,

  • wrogość wobec słabości — słabość (własna lub cudza) jest odbierana jako coś obrzydliwego i zagrażającego,

  • potrzebę dominacji lub podporządkowania — brak równorzędności w relacjach, uwielbienie dla starych, patriarchalnych wzorców relacji,

  • odtwarzanie starych mechanizmów obronnych — np. wyśmiewanie, pogarda, izolowanie się od “innych” ludzi.

  • nieumiejętność brania odpowiedzialności za swoje potrzeby i zachowanie

To, co często widzimy w tzw. manosferze, tj. nienawiść, ksenofobia, mizoginia, przemoc słowna — to nic innego jak typowe objawy emocjonalnego niedorozwoju, który w przypadku tzw. redpillowców (o nich zamieszczę osobny, dłuższy wpis) został “zacementowany” ideologią.

To są ludzie, którzy:

  • nie radzą sobie z własnym bólem, więc rozładowują go na innych,
  • boją się słabości, więc atakują wszystko, co jest inne, delikatne lub trudne do zaszufladkowania,
  • nie zbudowali stabilnego „ja”, więc szukają tożsamości w przynależności do grupy agresywnych, podobnych im ludzi, i wreszcie
  • nie nauczyli się kochać siebie, więc nie umieją kochać nikogo innego.

W ich świecie “silny” znaczy: zimny, wyśmiewający, dominujący. A “słaby”, tj. wrażliwy, refleksyjny, otwarty — zasługuje na odrzucenie.

Czy daje im to szczęście? Dla osób, które miały styczność z takimi miejscami odpowiedź jest jedna - no jasne, że nie.

To daje im poczucie chwilowej ulgi, poczucie przynależności, złudzenie siły. Ale głęboko pod spodem jest: lęk, wstyd, samotność, poczucie braku sensu. Są odcięci od prawdziwych źródeł energii życiowej: od miłości, współczucia, głębokiej więzi. I płacą za to cenę — choć często nie są tego świadomi.

Mechanizmy obronne są silne. Pogarda chroni przed wstydem, mizoginia chroni przed bliskością, a radykalizm chroni przed bezradnością.

Dla wielu ludzi — zwłaszcza mężczyzn wychowywanych w surowych, krytykujących domach (jak np. osoba pisząca te słowa) — wstyd był nie do zniesienia. Gdy jako chłopcy czuli się bezwartościowi, słabi, odrzuceni nie mogliśmy tego przeżyć otwarcie. Nie było przestrzeni na wyrażanie emocji, na rozmowę czy prośbę o wsparcie.

Pogarda to sposób, by odzyskać iluzoryczne poczucie siły. To coś w tym stylu:

„To nie ja jestem słaby — to oni są żałośni.”

„To nie ja jestem gorszy — to kobiety, Ukraińcy, lewacy, geje są nic niewarci.”

„To nie ja się boję — to świat jest głupi i trzeba go naprawić siłą.”

Pogarda jest jak skorupa: twarda z wierzchu, ale w środku krucha i przestraszona. Umożliwia takim facetom przetrwanie w świecie, który – jak im się wydaje – nie daje miejsca na słabość, czułość, bezradność.

Odnośnie ww. funkcji mizoginii - otóż bliskość jest niebezpieczna, jeśli w życiu faceta:

  • każda próba bliskości kończyła się zranieniem, odrzuceniem lub ośmieszeniem,
  • nikt nie pokazał mu zdrowej relacji z kobietą, matką, partnerką,
  • kochał kogoś, kto go zranił — i nie potrafi do dziś przeżyć tego żalu, więc zamienia go w nienawiść.

Dla takich mężczyzn kobiety są zagrożeniem, bo:

  • mogą ich odrzucić,
  • mogą zobaczyć ich prawdziwe ja,
  • mogą wywołać uczucia, których nie potrafią pomieścić: pragnienie, zależność, tęsknotę.

Dużo łatwiej jest zredukować kobiety do stereotypu, uprzedmiotowić je, znienawidzić — niż dopuścić, że są osobne, realne, z własną siłą i wrażliwością.

Mizoginia to nie tylko nienawiść do kobiet — to często strach przed zależnością, którą bliskość z kobietą może uaktywnić. Lepiej ją znienawidzić i zdegradować — niż poczuć, że się potrzebuje.

Krótko na ten temat The Bill w utworze “Jad”:

To więc nie kobiety, Ukraińcy, czarnoskórzy, lewacy, feministki są problemem tych facetów. Ich problemem jest nieumiejętność radzenia sobie z emocjami, które uważają za swoją słabość. Na szczęście (dla nich) można się tego nauczyć, co bardzo procentuje w realnym życiu :slight_smile: