Dawno nic tu nie pisałem, jakoś nie miałem weny. Niedawne spotkanie z forumową starszyzną i lektura cyklu stworzonego przez Artura Króla zainspirowała mnie do stworzenia wpisu dotyczącego manosfery i redpillu - nieco innego spojrzenia na te zjawiska.
W manosferze, grupach tworzących się wokół “ruchu” redpill i pokrewnych społecznościach często można odnieść wrażenie, że głównym celem mężczyzn jest „poznać kobiecą psychikę” i „stać się atrakcyjnym dla kobiet”. Jeśli jednak przyjrzeć się temu bliżej to okazuje się, że sporo treści i zachowań wcale nie służy temu, by zdobyć partnerkę — tylko by zyskać uznanie w oczachinnych facetów.
Innymi słowy - większość wpisów dokonywanych w takich miejscach to jedynie teatrzyk odgrywany dla… innych mężczyzn.
Opowieści o „zaliczaniu setek lasek”, zimne miny, pozowane zdjęcia z cygarem czy mówienie o sobie „samiec alfa” – to nie są zachowania, które robią wrażenie na kobietach (co jest oczywiste dla kogoś, kto ma z nimi na co dzień cokolwiek do czynienia). To są popisy dla męskiej publiki. Kiedy ktoś podkreśla swoją „dominację” czy opowiada o liczbie partnerek seksualnych to zwykle nie jest to język, którym zdobywa się zainteresowanie kobiet. To jest język pokazowy, adresowany do męskiej publiczności. W gruncie rzeczy to rodzaj rytualnych popisów, bardzo podobnych do tych, jakie występują w grupach nastolatków czy w dawnych rytuałach inicjacyjnych: celem nie jest uwiedzenie kobiety, ale zyskanie prestiżu w oczach samców z danego “stada”.
Redpillowcy i manosfera często przedstawiają spójny, niemal dogmatyczny obraz tego, co „podoba się kobietom”: bardzo muskularne ciało, zimny dystans emocjonalny, nonszalancja, a najlepiej jeszcze „seryjne podboje”. Problem w tym, że badania nad preferencjami kobiet pokazują coś bardziej zróżnicowanego: duża część kobiet ceni sobie poczucie humoru, empatię oraz inteligencję, w tym przede wszystkim tą emocjonalną — cechy, które w redpillowej narracji uchodzą wręcz za „słabość”, cechy kobiece, coś co należy u siebie wyrugować.
Można więc powiedzieć, że manosfera sprzedaje męski ideał męskości, niekoniecznie kobiecy.
Manosferowi mężczyźni konkurują ze sobą o status, a kobiety stają się raczej symbolem tej rywalizacji niż jej realnym celem. Są trochę jak trofeum sportowe: ważniejsze jest pokazanie go kolegom niż samo posiadanie.
“Mam o kilkanaście lat młodszą od siebie partnerkę” = “patrzcie jaki jestem zajebisty, podziwiajcie mnie”.
Ciekawym efektem ubocznym jest to, że wielu mężczyzn zaczyna odgrywać role, które nie przynoszą im szczęścia ani sukcesów w realnych relacjach. Udają cyników, zimnych graczy albo „seryjnych podrywaczy”, podczas gdy w głębi chcieliby bliskości czy partnerskiej więzi. Ale przyznanie się do tego w przestrzeni redpillowej oznaczałoby utratę statusu, wstyd, kompromitację, utratę “twarzy” przed “kolegami”.
W rezultacie część z nich żyje w rozdarciu: prywatnie przeżywają rozczarowania, a publicznie muszą grać twardzieli, bo to imponuje innym facetom. “Mam na swoją dziewczynę wyjebane”, “jest tylko dodatkiem do mojego życia”
I tu dochodzimy do sedna sprawy: dlaczego tylu facetów potrzebuje tego poklasku?
Bardzo często w tle pojawia się wzór nieobecnego albo emocjonalnie zamrożonego ojca. Faceta, który nigdy nie okazał bliskości, nie przytulił, nie pochwalił, nie zbudował relacji. Zostawił w synu pustkę i głód akceptacji.
Taki chłopak dorasta, wchodzi w dorosłość i nadal tego głodu nie potrafi zaspokoić. Więc szuka zastępczych ojców – guru z YouTube’a, redpillowych coachów, starszych kolegów z forum. Ich podziw staje się namiastką ojcowskiego uznania. Każde „brawo, jesteś alfą” działa jak mikro-nagroda, jak namiastka tego „jestem z ciebie dumny, synu”, którego nigdy nie usłyszał w domu.
Problem w tym, że to akceptacja warunkowa i toksyczna. Musisz ciągle grać twardziela, ciągle się popisywać, ciągle udowadniać, że jesteś „prawdziwym facetem”. Nie możesz być wrażliwy, nie możesz się przyznać do porażki, nie możesz chcieć normalnej bliskości - bo wtedy spadasz z piedestału i tracisz poklask.
I tak powstaje błędne koło: chłopak, któremu zabrakło ojca, próbuje przez całe życie zapełnić tę lukę aprobatą obcych facetów. Kobiety miały być celem, ale stają się tylko pretekstem. Prawdziwa walka toczy się nie o relacje z nimi, tylko o uznanie w męskim stadzie.
Paradoks? Im bardziej próbujesz być „alfą” dla kolegów, tym bardziej oddalasz się od tego, czego naprawdę potrzebujesz – bliskości, partnerstwa, prawdziwego kontaktu.
Nie wiem z czym tutaj można by polemizować prawdę mówiąc. Gadanie o osiągnięciach i przechwalanie się to dla mnie karmienie ego i próba identyfikowania się przez elementy świata zewnętrznego. W ten czy inny sposób wszyscy tak robią, szukaja poklasku, ale w sieci wyjątkowo silnie to widać.
Sam wole słuchać niż mówić, przez co mogę dawac się szufladkować jako introwertyk, ale mam mój stosunek do ludzi próbujących etykietować jak towar w sklepie mam jednoznaczny. Ludzie po prostu muszą innych określać, bo inaczej sami by się nie potrafili zidentyfikować. Tak samo do facetów usilnie szukających poklasku w stadzie.
To jest mechanizm który służy do eksploatacji innych ludzi przez guru manosfery, ale waluta jest poklask i uznanie zamiast kursów wyciągających tysiące £ od naiwnych członków tzw “społeczności”.
Zresztą tak jak rozmawiałyśmy na ostatnim zlocie. Eksponowanie do przesady powoduje zwrócenie uwagi u osób tej samej płci, a odpychanie u przeciwnej. U kobiet takim ostatnim modem są wary które mają zamiast ust. U facetów przesadna muskulatura zbudowana w oparciu o sterydy. Myśle ze obydwie grupy ewentualnie na siebie trafia. Jaki wpływ na attakcyjnosc u zdrowej mentalnie kobiety będzie miało chwalenie “obracania” znacznie mlodszej partnerki. Nie wspominając, ze taka spora różnica w wieku świadczy o kompleksach kobiet widzących w mezczyznie nie partnera, ale obraz Animusa u którego szuka bezwarunkowej akceptacji. I można próbować tłumaczyć to różnicą w dojrzałości, ale jak dobrze to wiemy, to nie jest prawda. Nie piszę tutaj o wyrachowanych jednostkach, których jest całkiem sporo i normalna osoba od takich trzyma się z dala.
Podsumował bym to jakoś, ale nie mam weny bo chyba wszystko już powiedziałem. Chyba tylko dodam, ze reguła wiek/2+7 określa minimalny wiek partnerki wystarczająco dojrzalej z którą można stworzyć satysfakcjonującą relacje.
Wielu ludzi definiuje się poprzez "elementy świata zewnętrznego ". Pewnie więc trudno odmówić im udziału w paradzie fallicznej i nie rozkładać od razu pawiego ogona. Rozumiem więc dlaczego tak jest.
Osobiście jestem zwolenniczką zasady “Zyskuję przy bliższym poznaniu”.
Nie chodzi oczywiście o to aby coś zatajać ale aby uznać, że wszystkie nasze zasoby, te które naprawdę mają wartość, czyli nasze kompetencje, wiedza, umiejętności, doświadczenie są najcenniejsze przede wszystkim dla nas samych, więc nie ma potrzeby aby wystawiać je na pokaz i licytacje. Myślę też, że kilka lat temu dotarł do mnie w pełni sens zdania: "Wszystko co moje jest przy mnie ".
To że mężczyźni definiują swoją męskość myślę jest jak najbardziej ok. Niedorzeczne by było gdyby słuchali kobiet, które mówią im jaki powinien być mężczyzna.
Najważniejsze pytanie jest myślę jednak jak oni sami się czują z tym wzorem męskości, który został im przedstawiony przez innych mężczyzn. Czy czują się silniejsi, mocniejsi, bardziej stabilni, bardziej spełnieni, szczęśliwsi, mają więcej energii, tworzą lepsze relacje ze światem ?
Kobietom też przecież przedstawia się jakiś model, wzór kobiecości, który niby miałby im zapewnić sukces w relacjach. Czy pokrywa się on ze wzorem kobiecości według mężczyzn ? W wielu przypadkach - szczerze wątpię.
W moim przypadku to zależy - jeśli jakaś osoba jest dla mnie ważna to oczywiście chcę wiedzieć czego ona ode mnie oczekuje (np. jaki jej zdaniem “powinienem” być, jakie ma wyobrażenie mojej osoby i na ile jest one zgodne z rzeczywistością). Niektóre z tych oczekiwań będą oczywiście rozczarowane, bo nie jestem z plasteliny - wtedy można wspólnie ocenić (bo i ja jakieś “oczekiwania” będę mieć, to naturalne) czy mimo zidentyfikowanych rozbieżności jesteśmy w stanie tworzyć relację czy nie.
Jeśli ktoś ważny dla mnie nie jest to może sobie myśleć o co mnie co mu się tylko podoba i mieć w stosunku do mnie najróżniejsze oczekiwania, a mnie to mało interesuje - to wyłącznie jego sprawa.
Tyle, ze właśnie nie tyle sluchaja ale sa często programowani w dzieciństwie przez kobiety z najbliższego otoczenia. Matki i system edukacji zdominowany przez kobiety.
O ile ten wzór męskości jakoś im został przedstawiony przez innych mężczyzn. Miałem to szczęście, ze trafiłem do harcerstwa, który nie tyle co wzór męskości, ale dawało jakieś wzorce i wychowywało.
Jeżeli chodzi o relacje ze światem, to czego nikt mnie nie nauczył, ze dobrej relacji ani ze światem, ani z nikim innym nie będziesz miał, póki z sobą jej nie będziesz miał.
Myślę, że kobiety podobnie oszukano. Wzorzec kobiecości równie często był promowany taki, który był we sprzeczności wewnętrznej.
No ale przyznasz Piotr, że dzięki feedbackowi możemy zaktualizować nasze oprogramowanie. Dlatego napisałam, że słucham, ale nie dodałam, że czasem mam bekę z tego słuchania Tak na serio jednak im bardziej jesteśmy otwarci na odzew z zewnątrz tym szybciej się rozwijamy. Osoby, które nie przyjmują feedbacku stoją w miejscu.
Prawda, to jest absolutny fundament rozwoju osobistego. Również żałuję, że dużo wcześniej, w dzieciństwie na przykład, żadna kompetentna osoba mi tego nie powiedziała.
Teraz, w życiu dorosłym sama przyjęłam sobie taką zasadę, że co jakiś czas kwestionuję wszystkie moje założenia i przekonania, w co wierzę, co uważam za swoje, a co już jest nieaktualne. Powiem szczerze - ogromną mi to sprawia radość.
Zgadzam się - czasem na gorsze niż to, które aktualnie posiadamy
Wiadomo, różnie bywa, to cholernie złożony, wielowątkowy temat - czasem jedno przypadkowe zdanie obcego dla nas człowieka może nas zainspirować i rozpocząć u nas jakiś pozytywny proces. Albo negatywny
Tu wchodzimy też w kwestię środowiska, w którym się obracamy - a ono ma zwykle na nas silny wpływ, nawet jeśli chcemy go zminimalizować.
Odnośnie feedbacku - z reguły dużo bardziej cenię sobie zdanie osób, które już jakoś mnie znają niż takich, dla których jestem osobą obcą - w tym drugim przypadku taki “feedback” to często (z doświadczenia - najczęściej) ich projekcje i wyobrażenia, a nie jakaś prawda o mnie. Małą to ma dla mnie wartość i do takich opinii nauczyłem się nie przywiązywać. Owszem, czasem pojawi się we mnie pytanie “hmm, a może on ma rację?”, ale często kwituję to “ee nie, przecież on nic o mnie nie wie”
To pytanie jak definiujesz rozwój osobisty. Dla mnie to od wielu lat dążenie do samoakceptacji, pogłębianie zdrowej miłości własnej, uczenie się siebie - takiego jakim się jest.
Mało wierzę w “fundamentalną” zmianę osobowości - przykładowo, że z wrażliwego człowieka, którym jestem stanę się kimś, kto wrażliwość w sobie zabije, zniszczy. Oczywiście jest to możliwe na skutek jakiegoś krańcowego, traumatycznego zdarzenia - trudno jednak sobie wyobrazić, że stanie się tak na ścieżce rozwoju osobistego.
O feedback często proszę - ale osoby, którym ufam, które cenię i które mnie znają. Reszta zazwyczaj będzie błądzić i dawać mi rady na bazie własnych wyobrażeń mojej osoby, która nie jest rzeczywista. Ba - sam tak robiłem wielokrotnie w przeszłości i nie jestem z tego dumny - brakowało mi pokory.
Tak, to też, ale feedback to nie tylko słowa.
Jeśli np kontakty z ludźmi są źródłem rozczarowań, zarabianie pieniędzy przychodzi z ogromnym trudem, a sport ciągle wywołuje kontuzje, to można uznać, że w tych obszarach nie robimy postępu.
Gdybym kiedyś, zamiast bezrefleksyjnie podążać jak owca za stadem, przyjęła to co świat zewnętrzny mi pokazuje, to ominęłoby mnie wiele niepotrzebnego cierpienia.
Zobacz na wyznawców redpilla - oni feedbacku nie przyjmują, dlatego będą stać w miejscu.
Jeśli Twoją intencją jest bycie blisko rzeczywistości to “rozczarowanie” (czyli koniec czarowania się) będzie postrzegane przez Ciebie jako pozytywne zjawisko, a nie negatywne. Im więcej oczekiwań i przekonań jacy ludzie “powinni” być i jak “powinni” zachowywać się w danej sytuacji tym więcej “rozczarowań” - warto wyciągać z nich wnioski i aktualizować własne przekonania. W tym zakresie się zgadzam - rzeczywistość sama będzie dawać Ci feedback.
Dodam, że czasem to “dobrze”, gdy z pewnymi ludźmi kontakt jest trudny i przykry. Gdybym trafił przykładowo na forum Braci Samców i nie wyłapał bana po tygodniu udzielania się tam (a w jego trakcie nie otrzymywał licznych inwektyw od innych forumowiczów) byłby to dla mnie sygnał, że mocno zbłądziłem w życiu
Prawda jest też taka, że ten “feedback” jest im często prezentowany w agresywny sposób, a nie z intencją pomocy czy wsparcia. Trudno się im w sumie dziwić, że go nie przyjmują
Zainspirowałaś mnie - stworzę temat dotyczący tego jak według mnie należy udzielać feedback, żeby nie był odbierany jako atak i miał jakąkolwiek szansę odnieść pozytywny skutek.
Rozumiem to, oczywiście. Odniosłam się do sytuacji kiedy dorosły mężczyzna ma już świadomość, że został zaprogramowany przez kobiety. Ciekawi mnie ogromnie czy wzorce, które inni mężczyźni przedstawiają mu jako "męskie ", w domyśle właściwe, odpowiednie, dają temu mężczyźnie upragnione spełnienie, zadowolenie?
Pewnie jest tu jeszcze na forum wątek, w którym wspieracie młodego chłopaka, którego zdradziła dziewczyna. To jest przepiękny dowód Waszej mądrości, życzliwości, mocy i zrozumienia drugiego człowieka . Jeśli takie słowa trafiają na podatny grunt, to czynią wyłącznie dobro, jestem tego pewna.
W mojej ocenie niekoniecznie tak się musi stać. Wzorzec to tylko wzorzec, coś abstrakcyjnego, nierealnego - nijak się ma do żywej istoty.
Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem dla dziecka (ale także dla już dorosłej osoby) jest rodzic (czy w przypadku dorosłej osoby - partner/przyjaciel), który widzi je takim, jakie jest, a nie takim, jakim chciałby je mieć.
Rodzic, który trzyma się sztywnego wyobrażenia (np. „prawdziwy mężczyzna nie płacze”, „chłopak musi być twardy”, „dziewczynka musi być grzeczna i delikatna”), próbuje dopasować dziecko do roli, a nie wspiera jego rozwój. Gdy różnice między rolą a indywidualnymi cechami dziecka są duże zazwyczaj skutkuje to wewnętrznym konfliktem, poczuciem bycia niewystarczającym, a w dorosłości – trudnościami w wyrażaniu emocji czy budowaniu własnej tożsamości.
Jeśli o mnie chodzi nie widzę zbytniej różnicy między kobiecymi a męskimi modelami męskości - oba są na swój sposób “złe” i będą powodować w dorosłości problemy.
Ja to widziałem już ponad 20 lat temu w społeczności PUA - czyli w społeczności z której wyrosła obecna manosfera (np. Rollo Tomassi udzielał się na forum PUA - Sosuave). Społeczność PUA oficjalnie miała zajmować się uwodzeniem kobiet, analizowaniem kobiecej psychiki, rozwijaniem technik uwodzenia, etc etc. Jednak w praktyce często wyglądało to inaczej.
Wiele osób w tamtej społeczności zajmowało się teoretyzowaniem, wymądrzaniem się bez posiadania praktycznego doświadczenia. Powstało na to nawet specjalne określenie - “keyboard jockey” - “dżokej klawiatury”.
Tam wiele osób kłamało, zmyślało, że mają sukcesy których nie mieli. Ludzie udawali, pozowali na “samców alfa” mających powodzenie u kobiet. W skrajnych przypadkach robili to faceci będący prawiczkami. Znam przypadek z polskiego forum o uwodzeniu, gdy chłopak będący prawiczkiem napisał kilka tysięcy postów i udzielał innym porad (nie zarabiając na tym ani grosza). Znam dwa przypadki, gdy ludzie będący prawiczkami prowadzili szkolenia z uwodzenia.
Niektórzy z tych ludzi byli trenerami uwodzenia i kłamali bo na tym zarabiali. (Choć to niekoniecznie była jedyna przyczyna.)
Ale niektórzy zmyślali, pozowali nie mając z tego korzyści finansowych - kłamali dla (niezdrowych) “korzyści emocjonalnych”. I to było trudne do zrozumienia, a także trudne do wychwycenia - ponieważ mało kto podejrzewał o fałsz ludzi którzy na tym nie zarabiali i pozornie nie mieli powodu żeby zmyślać.**
BTW To nie jest problem ograniczony tylko do PUA i do całej manosfery - poza tymi środowiskami też są pozerzy, mitomani. Słyszałem niekiedy niesamowity kit od “normalnych” facetów w kontekście kobiet i nie tylko. Niektórzy “normalni” ludzie kłamią na temat życia osobistego, zawodowego, różnych rzeczy. Aczkolwiek moim zdaniem w PUA/manosferze ten problem jest szczególnie nasilony.
Kiedyś często się zastanawiałem nad tym dlaczego tak wielu ludzi z PUA kłamie/pozuje. I oprócz oczywistej motywacji finansowej u niektórych, zauważyłem dwa typy motywacji:**
Niektórzy ludzie chcą “zaistnieć”, poczuć się “kimś”. To jest powiedzmy “aktywne” pozerstwo.
Niektórzy ludzie się wstydzą. Wstydzą się np. tego, że siedzą w uwodzeniu wiele lat i nie mają dobrych efektów. Więc udają, że mają dobre efekty. Co z kolei wywiera presję na kolejnych - którzy mają wrażenie, że każdy ma efekty, tylko nie oni, więc też zaczynają się wstydzić - i mogą też zacząć udawac.
Niektórzy ludzie wstydzili się tego, że poszli na szkolenie z uwodzenia i nie dało im to efektów. Wstydzili się bycia frajerami, nieudacznikami, więc udawali, że szkolenie z uwodzenia coś im dało. Co niestety tworzyło wrażenie, że dane szkolenie z uwodzenia daje efekty i zachęcało kolejne osoby do pójścia na nie. A później, gdy te kolejne osoby nie miały efektów, to wstydziły się przyznać - bo miały wrażenie, że ich poprzednicy mieli efekty i nie chcieli wyjść na “wyjątkowych nieudaczników”. I tak to się kręciło dalej, a nieświadomy niczego człowiek “z ulicy” nie miał realnie szans na zorientowanie się o co w tym chodzi.
Obecnie widzę podobną patologię w społeczności Red Pill. Nieco inną, ale podobną, a miejscami, w przypadku niektórych osób wprost identyczną. I z powtarzaniem tych samych mitów o “samcach alfa”.
Ten ogólny obraz “samca alfa”, zimnego twardziela, cynicznego szydercy, etc etc pochodzi z PUA. I to ma podłoże marketingowe, to jest wymysł trenerów uwodzenia - pierwotnie chodziło w tym o to, aby zszokować potencjalnego klienta i wmówić mu, że istnieje podział na “frajerów” (kiedyś było pojęcie AFC - Average Frustrated Chump - “przeciętny sfrustrowany leszcz”) którymi kobiety pogardzają i pomiatają, a wielkimi “samcami alfa” przed którymi kobiety padają na kolana. A za tym szła oferta handlowa, w której rzekomy “dobry wujek” obiecywał, że nauczy kogoś jak być tym “wielkim samcem alfa” - oczywiście za odpowiednią opłatą.
Innymi słowy mówiąc, debile z Red Pill powtarzają kłamstwa marketingowe trenerów uwodzenia - stworzone w celu finansowego dojenia - i myślą, że to jest jakaś “sekretna wiedza o kobietach”.
Ja kiedyś bardzo mocno wierzyłem w PUA i wprowadzałem to w życie - z różnymi rezultatami. Zauważyłem, że niektóre rzeczy z PUA mają pewien sens, ale inne bardziej szkodzą niż pomagają. I tutaj w szczególności negatywnie zweryfikowałem teorie o tym, że rzekomo kobiety mają lecieć na twardych, zimnych, cynicznych, etc. “samców alfa” - z moich wieloletnich doświadczeń wynika, że to jest BREDNIA. Wiele rzeczy z PUA nie działało - ani mnie, ani innym osobom z PUA które znałem.
Miałem w życiu wiele debilnych rozmów z debilami z PUA lub Red Pill, którzy w przeciwieństwie do mnie nie przetestowali rzetelnie tego w co wierzą. Gdy ja wyraźnie widziałem, że oni nie mają pojęcia o czym mówią, ale do nich to nie docierało.
Ale jest też druga strona medalu… I to jest coś co często nie podoba się ludziom o “mainstreamowym” profilu światopoglądowym zbliżonym do Twojego, co często jest dla takich osób trudne do zaakceptowania.
Wiele kobiet leci na “złych” facetów. Przyznaje to nawet mainstreamowa psychologia - mówiąc o tym, że mężczyźni z cechami narcystycznymi, socjopatycznymi, psychopatycznymi potrafią być ponadprzeciętnie atrakcyjni dla kobiet.
To widać po popularności takich dzieł jak “50 Shades of Grey” - gdzie główna bohaterka jest wiązana i biczowana albo “365 dni” - gdzie włoski mafiozo porywa główną bohaterkę i grozi jej śmiercią. I warto jest zauważyć, że to są książki/filmy które podobają się głównie kobietom, nie mężczyznom.
Podobno w romansach dla kobiet często pojawia się taki motyw, że kochanek głównej bohaterki to potwór - dosłownie albo z osobowości.
Podobno najczęstsze typy kochanków głównych bohaterek to:
Wampir.
Wilkołak.
Miliarder
Pirat
Chirurg
Ja mam trochę cech socjopatycznych, tendencje dominujące, upokarzające BDSM i wychodzę na tym w życiu BARDZO mocno na plus. Kompletnie wbrew temu, jakie wyobrażenie o tym relacjach damsko-męskich mają “normalni”, mainstreamowi ludzie.
Zauważyłem, że krytycy PUA i Red Pill to prawie zawsze powiedzmy “dobrzy chłopcy”, którzy nie rozumieją tego, że kobiety lecą na “złych” facetów i jest im to strasznie trudno zaakceptować. I to też jest sekciarstwo, zideologizowanie zamiast obiektywnego spojrzenia.
Niezależnie od tego, jak bardzo porąbane. sekciarskie jest PUA czy Red Pill, to niestety ludzie atakujący PUA/Red Pill prawie zawsze czynią to z również porąbanych, sekciarskich pobudek i pozycji - po prostu członkowie jednej “sekty” atakują drugą “sektę”.
Ja i podobne do mnie osoby nie pasujemy do schematów żadnej z tych dwóch “sekt”.
Wyznawcy teorii o “samcach alfa” Red Pill czy PUA nie rozumieją, że ja jeżeli chodzi o efekty zasadniczo jestem tym co wierzą. Tylko wygląda to inaczej - np. nie spada mi korona od okazania czułości czy uznania kobiecie. Ani nie nienawidzę kobiet, sorry. Co nie zmienia faktu, że uwielbiam kobiety dominowąć i upokarzać. W pewnym sensie jestem “Bogiem” którego wyznają, ale nie rozpoznają go we mnie. (Gdyby było to dla kogoś niejasne - chodzi o to, że jako ktoś z cechami socjopatycznymi i skłonnościami dominującymi BDSM funkcjonuję w relacjach z kobietami całkiem blisko tego, jak oni wyobrażają sobie “samca alfa”, choć tak naprawdę mam inne cechy, poglądy i zachowania.)
Mainsteamowi “dobrzy chłopcy” nie rozumieją, że dostaję od kobiet o wiele więcej, dając o wiele mniej. I że w porównaniu z nimi żyję jak król, a oni w porównaniu ze mną żyją jak chłopi pańszczyźniani.
W przypadku obu “sekt” ma miejsce w zasadzie to samo - ludzie sobie ubzdurali, ze znają się na tym na czym się nie znają. I że cały świat “musi” pasować do ich wyobrażeń. A jak coś nie pasuje, to jest “niedobrze” i problem i trzeba znaleźć jakieś wytłumaczenie, dlaczego ich poglądy jednak są słuszne i to z przeczącym ich poglądom przypadkiem coś jest nie tak.
Ja mam pewne zastrzeżenia do mainstreamowej psychologii, ale jednak można się z niej dowiedzieć, że mężczyźni o cechach narcystycznych, socjopatycznych, psychopatycznych potrafią mieć ponadprzeciętnie duży wpływ na kobiety. I jakoś tak się dziwnie składa, że moje obserwacje idealnie się z tym pokrywają.
Czy oni specjalnie mają co pokazywać?
Tak czy inaczej, to nie tyczy się tylko manosfery. Rywalizacja na kobiety i np. na samochody ma miejsce także poza manosferą.
Gdy mainstreamowi rówieśnicy 40+, z 40+ letnimi żonami widzą mnie z VD, to widać po nich szok i często ból. A ich żony też jakoś nie wyglądają na szczęśliwe. (Bardziej przez poziom wyglądu niż przez wiek.)
Jasne, ale to nie jest ograniczone do manosfery. Ani nawet do mężczyzn - kobiety też rywalizują.
Jeżeli uważasz, że rywalizacja jest czymś niewłaściwym, to ja to nawet rozumiem - sam mam mieszane odczucia. Ale to nie jest jakaś cecha wyjątkowa dla manosfery.
Tak. Oni próbują realizować model wyssany z palca.
Moim zdaniem tutaj wychodzi z Ciebie Twoje “skrzywienie” powstałe na skutek interesowania się psychologią. Mam na myśli doszukiwanie się we wszystkim skutków dzieciństwa i relacji z ojcem.
Mam kolegę który miał dobre relacje z ojcem. Ponad 100 kobiet na koncie, rozwiedziony - bo zaraził żonę chorobą weneryczną. Gdyby miał złe relacje z ojcem, to pewnie byś uznał, że to przez to tak się prowadzi.
Dwóch kolegów było wychowywanych przez samotną matkę. Jeden założył szczęśliwą rodzinę, a drugi nie. Ta sama sytuacja rodzinna, dwa różne rezultaty.
Oczywiście ojciec może mieć ogromny wpływ na człowieka, ale to na jakich kolegów i na jakie kobiety trafi człowiek często ma o wiele większe znaczenie jeżeli chodzi o relacje damsko-męskie.
Najważniejszym czynnikiem jeżeli chodzi o poglądy Red Pill jest najprawdopodobniej…trafienie na społeczność Red Pill. Najlepiej (najgorzej) tuż po lub w trakcie toksycznym związku - gdy facetowi łatwo będzie uwierzyć, że “kobiety to zło niszczące mężczyzn”, bo sam na własnej skórze doznał “niszczenia”. Lub ewentualnie jako młody chłopak - który nie ma doświadczeń i nie wie co jest prawdą, a co nie.
BTW Mój ojciec ma objawy narcystycznego zaburzenia osobowości. Ogólnie to jest dopierdalający, toksyczny śmieć. “Niezupełnie” typ ojca dający aprobatę. (Chyba, że chciałbym zostać wyznawcą jego narcystycznej “wielkości” i “cudowności”.)
Tak się składa, że mam wyjątkowo niski poziom szukania aprobaty. Jeżeli mi coś nie pasuje, to potrafię być bezpardonowo konfliktowy. W razie czego palę mosty i niczego nie żałuję - także w obrębie rodziny.
Ktoś inny może również mieć ojca nie dającego aprobaty, czy nawet konkretnie ojca narcystycznego i być zupełnie inny niż ja.
Mam kolegę którego wychowywała samotna matka i który podobnie jak ma bardzo niski poziom szukania aprobaty. Liczba partnerek 100+ i tym podobne akcje.
Inny kolega - syn samotnej matki, jest “dobrym chłopcem”, tylko kilka dziewczyn (nie wiem czy ze wszystkimi spał), chodzi do kościoła, etc etc.
To jaką ktoś miał sytuację rodzinną to tylko jeden czynnik z wielu.
Tez to zauważyłem. Może nie wiele, ale kilka na pewno. Szczególnie tych młodych i niedojrzałych. Efekt łobuza z podwórka. Bestia do okiełznania. Myślę, że to jest gdzieś głęboko zaszyte w głowie, że ten typ faceta nie da się kontrolować, lub taki typ najczęściej przejmował władzę. I tak im zostało. Kobiety z pewnym poziomem świadomości, raczej ten typ unikają, ale idą w kierunku kogoś, kto jest autentyczny, ma dystans do siebie, zna swoją wartość i nie bierze ataków personalnych do siebie.
Dlatego ja unikam popychania wahadełka. Nie wchodzę w ataki, a jak mnie ktoś wyzywa od kukolda, to mowie, że jestem jeszcze większym simpem i zamykam temat, a że jestem dobrym obserwatorem, to mam bekę z wiadomych powodów.
Wszytko to wg mnie związane jest z ego i chęcią poczucia się lepszym, poprzez zewnętrzny feedback.
W punkt. RP i PUA często dają fałszywe obietnice. Wg mnie PUA są “bardziej uczciwi” w swoich zamiarach, bo wiadomo, o co chodzi i na jakim efekcie im zależy. Przy RP nie wiadomo często, o co chodzi, a kończy się życiem z mentalnością ofiary i narzekaniem na świat dookoła, bo schemat/model nie działa. Tyle że podrywacze używają tego jako mechanizmu wyparcia i kompensacji (wiem z autopsji). Kobiety dla nich to obiekty do zdobycia, co może świadczyć o braku kontaktu z własną wrażliwością, emocjonalnością i zdolnością do intymności. Ja muszę nawiązać z kimś “więź” zanim pójdę do łóżka i to też jest mój tzw blindspot, a zarazem mechanizm obronny przed masturbacją z wykorzystaniem ciała drugiej osoby i karmieniu ego.
Niektórzy przestają unikać siebie i nie mają potrzeby niepotrzebnie eskalować, szczególnie jak widzą, dlaczego druga strona chce wchodzić w konflikt. nie chodzi o szukanie aprobaty u innych, ale nawiązywanie prawdziwych relacji i przyjmowanie innych i siebie takich, jacy jesteśmy.
Trzeba się przestać oszukiwać i nie określać siebie poprzez rzeczy jakich nam brakuje wewnątrz. Dla jednych to sukcesy z kobietami, dla innych robienie biznesu, lub sława i chwała. Kwestia umiejętności zrozumienia siebie i dzięki temu zrozumienia innych.
Tyle lat uczyli nas jak porzucać siebie i zastępować JA ego, tak dojrzewając człowiek uczy się w życiu najważniejsza jest umiejętność porzucania tego kim nie jesteśmy i odpuszczania, wybaczania, dziękczynienia za życie jakim by ono nie było.
Dzięki @Hodowca za fajny, merytoryczny głos w dyskusji i podzielenie się własnymi doświadczeniami ze świata PUA.
To w internecie jest dosyć trudne do wychwycenia, jeśli samemu nie ma się doświadczenia w danym temacie bądź, gdy ktoś pisze w sposób przekonujący, korzystając np. z twórczości i wniosków innych osób. Ludzie potrafią kopiować 1:1 teksty z anglojęzycznych stron i chełpić się nimi jak własną twórczością, opisywać cudze doświadczenia i podawać je jak swoje albo po prostu zwyczajnie zmyślać - bo ludzie nie posiadający realnych doświadczeń i w dodatku nieskomplikowani intelektualnie potrafią łyknąć wszystko.
Oglądasz np. film jakiegoś redpillowego guru i myślisz sobie “no głupek, zwykły zachwycony sobą głupek gadający kompletnie nielogiczne farmazony”, a potem czytasz komentarze i nie dowierzasz, że ludzie są tym gościem zachwyceni, komplementują go, dają mu mnóstwo pozytywnych wzmocnień.
Internet skupia osoby o różnym poziomie inteligencji i tu stosunkowo łatwo jest uzyskać tu zachwyt - a wiele osób tego po prostu “potrzebuje”, nawet jeśli okupione jest to permanentnym kłamaniem.
Oczywiście, że tak. Ogólnie żyjemy w kulturze pozowania - jest prawda “ekranu” i prawda “kuluarów”. Każdy do pewnego stopnia kłamie, zmyśla, ukrywa jakąś część prawdy o sobie. Ma to swoje uzasadnienie - nie przed każdym należy się odsłaniać, pisać mu prawdę o sobie. Mi w przeszłości zdarzało się być zbyt ufnym i zapłaciłem za to swoją cenę.
Świetny wniosek, myślę, że tak właśnie mogło być
Tak, tam każdy zapewnia, że świetnie mu idzie z kobietami i tworzy z nimi udane relacje.
Prawda jest jednak taka, że Ci ludzie zazwyczaj nikogo nie mają i są samotni, a jeśli już są w jakichś związkach to wcale nie są w nich “samcami alfa”, a zachowują się całkowicie normalnie - oczywiście przed “kolegami” odgrywają jeden wielki teatr, opowiadają jak to “trzymają ramę”, “prowadzą relację”, “dominują”, a kobieta jest jedynie “dodatkiem do ich życia”.
Jest to swego rodzaju cyrk, no ale jeśli akceptacja i podziw takich “kolegów” jest dla danej osoby życiowym priorytetem to co się dziwić.
Nie mam pojęcia jak miałoby to w ogóle działać w realu - każdy z nas zna jakiegoś podrywacza, kogoś, kto potrafi zdobywać sobie przychylność kobiet i ma spory body count. Są to zazwyczaj wyluzowani, wygadani, uśmiechnięci, pozytywni, energetyczni goście z poczuciem humoru, a nie jakieś małomówne, umięśnione kołki robiące groźne miny.
Niewiarygodne, że ktoś może się na tych “samców alfa” nabierać - no ale jak pisałem, nie warto przeceniać inteligencji innych ludzi.
Ależ ja tego nie neguję - wiele kobiet opisuje przecież w sieci (i nie tylko w sieci) swoje doświadczenia z takimi mężczyznami. Gdyby wierzyć świadectwom kobiet to co druga była w związku z narcyzem
Mało ludzi jest “odpornych” choćby na lovebombing, który uskuteczniają narcyzi.
Są też kobiety, które “lubią” być źle traktowane przez mężczyzn, są nauczone zabiegania o miłość i dużo lepiej potrafią traktować tych “złych” niż takich, którzy dają im wszystko na tacy.
Ogólnie złożony i długi temat.
Jest “zdrowa” i przyjemna rywalizacja - np. sportowa.
Jeśli jednak chodzi o kwestie osobiste, związkowe dużo bardziej cenię sobie kompatybilność, autentyczność, dbałość o wzajemne potrzeby emocjonalno-fizyczne niż to, jak będzie odbierana moja potencjalna partnerka przez “kolegów” i czy z którymś z nich “wygram” w cichej konkurencji na najpiękniejszą/najbardziej efektowną dziewczynę.
Z daną dziewczyną musi mi się dobrze żyć w szerokim znaczeniu tego słowa - to dużo istotniejsze od tego czy ktoś mi jej będzie zazdrościł czy nie.
Nie mówię, że tak było zawsze - na studiach związałem się z jedną pięknością i z początku byłem dumny jak paw, że koledzy mi jej zazdroszczą i to mocno mi okazują. Byłem bardzo zakompleksiony i niepewny siebie. Z czasem jednak jej borderline i rollercoaster, który mi fundowała był nie do zniesienia i jak ktoś mówił mi, że “chciałby mieć taką dziewczynę” myślałem sobie “to zabieraj ją sobie w chuj”
Zgadzam się z Tobą, że tych czynników jest dużo więcej niż jeden i trudno w danym przypadku stwierdzić, który był decydujący/wiodący.
Niektórzy nawet po wyjątkowo kiepskim dzieciństwie potrafią być zadziwiająco stabilni - może to kwestia genetyki, może jakichś innych towarzyszących temu warunków środowiskowych, trudno powiedzieć.
Kapitalne wnioski, podpisuję się pod tym w pełni.
Jak możesz pamiętać zawsze byłem w opozycji do poglądów redpillowych na różnych forach, mocno to wyrażałem, niemniej jednak i u siebie zauważyłem, że jakąś część tych poglądów nabyłem dzięki samemu przebywaniu w takich miejscach. Zauważyłem po sobie, że czasami “mówiłem” językiem tych chłopaków. To jest bardzo silne, szczególnie, gdy przebywasz z osobami, które mocno się z tymi poglądami utożsamiają i próbujesz z nimi budować relacje - a nie możecie przecież stale się kłócić
Tak jak wyżej - zgadzam się. Niemniej jednak to w mojej ocenie istotny czynnik, potrafiący zdeterminować życie wielu osób.
Pociąg do "złych facetów to jest bardzo częste zjawisko - wbrew temu co się może wydawać. Normalny facet nie za bardzo ma jak to zobaczyć, ponieważ to jest ukryte - to znaczy kobiety rzadko mówią o tym otwarcie, a zapytane o swoje preferencje bardzo często wprost kłamią. Ja to widzę, ponieważ mam cechy socjopatyczne i skłonności BDSM, przez co mieszczę się w profilu “złego faceta” i ciągle obcuję z tym efektem w moim życiu.
Pewną wskazówką co do częstości występowania tego jest wcześniej wspomniana popularność “50 Shades of Grey” i “365 dni”. W pierwszym tytule mężczyzna wiąże i biczuje główną bohaterkę, w drugim włoski mafiozo porywa główną bohaterkę i grozi jej śmiercią. I obie pozycje podobają się głównie kobietom, nie mężczyznom. I tu jest “ukryta” bardzo prosta informacja - dzieje się tak dlatego, że to głównie kobiety rezonują z połączeniem przemocy z seksem i/lub miłością, a mężczyźni najczęściej nie rezonują (i przez to tego nie rozumieją).
Inną wskazówką jest to, że według badań od 31% do 57% kobiet ma fantazje na punkcie bycia ofiarą gwałtu. (Chciałem umieścić link do badania, ale pisze mi, że nie mogę.)
Można się domyślać, że te 31-57% kobiet będzie reagować lepiej na “złych” mężczyzn - którzy mniej lub bardziej pasują “klimatem” do ich fantazji.
Ja przez moje cechy socjopatyczne i skłonności BDSM ciągle to widzę w moim życiu i wiem, że kobiety to jakoś we mnie wyczuwają pomimo tego, że zachowuję się normalnie. Wyczuwają i reagują pozytywnie. Ja mam dobry wygląd, ale mam powodzenie na jeszcze wyższym poziomie - czasami jest to absurdalne nawet dla mnie samego.
Wiem też z różnych rozmów, że większość innych mężczyzn kompletnie tego nie rozumie. Często wydaje im się, że znają kobiety - ale tak naprawdę znają tylko pewien “zakres” kobiecej psychiki.
Moje doświadczenia są takie, że bycie powiedzmy “socjopatą” jest bez porównania lepsze od bycia normalnym facetem. Nie dość, że kobiety na mnie lecą, to jeszcze przyciągam kobiety z uległymi, masochistycznymi ciągotami. Czyli kobiety gotowe mi się podporządkować i wypełniać moje życzenia. Tutaj widzę ogromną różnicę na plus względem wielu “normalnych” facetów - których kobiety często traktują w sposób bardziej roszczeniowy, na zasadzie “masz mi zapewnić to i zrobić tamto”.
Dlatego redpillowcy na swój sposób mają trochę racji co do tego, że istnieje “lepiej traktowany” typ faceta - mam na myśli ich wyobrażenie o “samcach” alfa". Jednak mylą się bardzo mocno co do tego jak to dokładnie działa.
Z kolei mainstreamowi “dobrzy chłopcy” myślą, że drogą do udanych relacji z kobietami jest bycie “dobrym”… Gdy ja mam o wiele fajniejsze życie seksualne niż oni - z powodu bycia “złym”.
BTW Mam też podobnych do mnie kolegów (z takimi osobami najlepiej się rozumiem). I moi koledzy też zdecydowanie “mają lepiej” niż normalni faceci.
Moim zdaniem to polega na czerpaniu satysfakcji z poczucia bycia wtajemniczonym w “elitarną wiedzę” i z poczucia własnej wyższości moralnej, z poczucia bycia ofiarą złego świata i kobiet, etc.
To jest na swój sposób jak forma narcyzmu - ci ludzie “leczą” swoje poczucie niższości i porażki przez budowanie fantazji według której są rzekomo “wtajemniczoną elitą” - czyli są rzekomo lepsi od innych.
To zależy od osoby. To co opisujesz brzmi tak, jakbyś próbował był podrywaczem, mając niekompatybilne z tym potrzeby emocjonalne. Ja i wiele innych osób czuliśmy i czujemy się z tym ok.
Jakie dokładnie “unikanie siebie” masz na myśli?
Dla mnie eskalowanie gdy tylko mam na to ochotę to jest właśnie bycie mną i wyrażanie moich emocji.
Z perspektywy całego mojego życia - bilans mojej “socjopatii” jest jednoznacznie dodatni i to właśnie odbieram jako bycie mną. Gdy wchodziłem w zasugerowaną z zewnątrz rolę “dobrego chłopca”, to wtedy unikałem siebie i to mi szkodziło.
Ale je bardzo często wyraźnie to widzę i właśnie dlatego eskaluję. Właśnie dlatego, że widzę z jakiego typu bezczelnym, toksycznym śmieciem mam do czynienia. I wiem, że okazanie tolerancji niczego nie załatwi, tylko będzie przyzwoleniem na kolejne chore zachowania. I za chwilę będę ponownie w tym samym punkcie, z tym samym problemem z tym samą osobą, tylko jeszcze dodatkowo niezadowolony z tego, że wcześniej okazałem tolerancję.
Ale w jakimś kontekście to mówisz?
Co rozumiesz przez przyjmowanie siebie takich jakimi jesteśmy? I czy uważasz, że ja nie przyjmuję siebie?
Co do przyjmowania innych takimi jacy są - po co miałbym to robić, jeżeli ktoś mi nie pasuje? Mam cierpieć niewygodę w imię - no właśnie, w imię czego?
???
Gdzie widzisz “oszukiwanie się”?
Ale co jest niby złego w tym, że dla kogoś ważne są sukcesy z kobietami, w biznesie lub w czymś innym?
Jeżeli komuś coś daje przyjemność, to dlaczego nie miałby się tym przyjemnie ekscytować i być z tego dumnym?
I czym miałoby być w tym kontekście “zrozumienie siebie”?
Wybaczanie ma być niby “ważne”?
Jest wiele osób którym nie wybaczyłem i nigdy nie wybaczę i czuję się dobrze z moim wyborem.
Ja mam coś w drugą stronę - mam w pewnych sprawach bardzo dużą wiedzę/doświadczenie i aż zęby mnie bolą gdy widzę jak ludzie bredzą od rzeczy.
Oprócz tego bardzo często ludzie nie mają na tyle wiedzy/doświadczenia, aby zrozumieć, że w pewnych sprawach to ja mam rację, a nie oni.
Tak. Kiedyś w PUA jeden gość był tak bezczelny, że przepisał całe fragmenty anglojęzycznej książki, słowo w słowo i zrobił z tego “jego własną” książkę.
Jakiś czas temu na pewnym forum redpillowym ktoś wrzucił opowieść z anglojęzycznego bloga jako swoje własne doświadczenie.
Ale takie rzeczy jeszcze od biedy można wykryć - jeżeli ktoś rozpozna treść. Gorzej jeżeli ktoś napisze coś własnego lub przekręci prawdziwe wydarzenie. Np. w PUA często bywało tak, że ktoś zagadał z dziewczyną, nic nie zdziałał, a potem dorabiał do tego opowieść, że potem się spotkali i się z nią przespał.
Ja nie śledzę za bardzo Red Pill, ale np. często widziałem jak ludzie zachwycają się trenerami uwodzenia których poznałem osobiście i wiem na 100%, że są oszustami.
Dla mnie osobiście “hitem” jest trener uwodzenia o którym osoby zorientowane wiedzą, że od 20+ lat płaci za seks prostytutkom. Płacąc za to pieniędzmi zarobionymi opowiadaniem ludziom o tym, jakim to jest wspaniałym uwodzicielem.
Znam też trenerów uwodzenia będących prywatnie z brzydkimi kobietami którym daję 4/10. I naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie znaleźli sobie przynajmniej odrobinkę atrakcyjnych kobiet typu 6/10 - przecież to naprawdę nie jest trudne. Nie wiem czy oni mają jakieś skrzywienie psychiczne, podświadomą skłonność do brzydoty czy co.
I jednocześnie “przypadkiem” czuć od niech niechęć do kobiet, chęć dokopania im. Nieco dziwna sprawa przy rzekomo udanych relacjach.
To podobny poziom “spójności” co ciągłe dyskutowanie o kobietach połączone z przekonywaniem, że nie interesują ich kobiety.
Mnie to uderzyło na pewnym forum redpillowym - ta duża rola kolegów. I ekscytacja zlotami, jakby mieli na tych zlotach robić coś nie wiadomo jak cudownego. Ja lubię moich kolegów, ale jednak nie ekscytuję się tak bardzo spotkaniami z nimi. Nawet spotkaniami z kobietami tak się nie ekscytuję - od czasu gdy miałem 20-kilka lat.
Kiedyś do PUA trafiała pewna ilość kryptogejów. To byli ludzie którzy chcieli, próbowali być hetero - przez presję społeczeństwa, kolegów, rodziny, ale tak naprawdę byli homo (lub bi-). Mieli problemy z kobietami, ponieważ po pierwsze oni mieli słabą i “sztuczną” motywację, a po drugie kobiety czuły, że coś jest z nimi nie tak. I potem były to “przeurocze” sytuacje, jak ta z osobnikiem którego kilku młodych PUA z ładnymi buziami oskarżało o obmacywanie i końskie zaloty. To za bardzo nie wypływało publicznie, ludzie nie chcieli o tym mówić, ale takie akcje miały miejsce.
Teraz tacy ludzie najprawdopodobniej trafiają do społeczności Red Pill. Kryptogeje, szczególnie ci o prawicowych poglądach. Pomijając jedną osobę co do której nie było to szczególną tajemnicą, to dotarły do mnie informacje o kilku osobach z takimi ciągotami.
BTW Nie mówię, że to jest jedyny czynnik i jedyna przyczyna, ale na pewno ma to jakiś wpływ na całość.
Oczywiście.
Ja przyciągam szczególnie kobiety z tendecjami uległymi/masochistycznymi, które chcą być “źle” potraktowane. Nie w sensie realnej krzywdy czy dużej przemocy, tylko w sensie samej atmosfery “ostrego potraktowania”, poniżenia, podeptania ich godności i podmiotowości, etc etc - z symboliczną przemocą fizyczną. Coś w stylu “złap mnie za ryja i pokaż mi moje miejsce”. (Tak, często mówią o sobie w taki sposób - pomimo wysokiej atrakcyjności.)
Wielki plus tego jest taki, że mam w moim życiu wiele kobiet które nie są roszczeniowe, tylko odwrotnie - są skłonne przyjąć podporządkowaną pozycję i dosłownie niewolniczo wypełniać moje polecenia.
W kontekście redpillowców:
Ja w sensie efektów jestem na poziomie ich mitycznego “samca alfa”. Ale to nie ma znaczenia, bo przecież im nie chodzi o to co kto robi w praktyce, tylko o “jedyną słuszną” teorię i dyskutowanie bez robienia. Oni i tak wiedzą lepiej jak powinno wyglądać to czego oni nie robią, a ja robię.
Oberwało mi się od “białorycerza” ślepo wielbiącego VD. Co tam, że VD naprawdę jest pod wieloma względami super, co tam, że np. organizuje mi seks grupowy z jej koleżankami. Nie wolno mi jej chwalić, bo nie wolno i koniec. Jakby się nie starała. Przecież mam obowiązek krytykować kobiety, a nie je chwalić!
BTW Gdyby to kogoś intereowało - układ w którym związek jest zamknięty na mężczyzn, ale otwarty na inne kobiety, wcale nie jest czymś super rzadkim wśród osób z kręgów BDSM. Na portalach BDMS jest wiele ogłoszeń takich par.
Niespecjalnie czuję się ofiarą “złych kobiet”. Ciężko jest czuć się ofiarą kobiet gdy to ja nimi pomiatam.
W kontekście mainstreamu:
Normalni ludzie nie mają pojęcia jak wygląda życie niektórych osób. Normalni znajomi nie mają pojęcia jak bardzo moje relacje są lepsze od ich relacji.
Śmieszą mnie morały o “partnerstwie”, o tym, że wykazywać tolerancję, etc. Po co mi partnerstwo, skoro mogę mieć niewolnice?
Koleżanki VD z którymi sypiam z reguły mają chłopaków i mężów - którzy o niczym nie wiedzą. Ani ich koledzy, rodziny, ogólnie ich otoczenie.
Śmiesznie jest być w towarzystwie lub w miejscu publicznym z VD, opcjonalnie również z jej koleżankami i widzieć jak ludzie kompletnie nie rozpoznają tego jakie one naprawdę są. Mam na myśli szczególnie nietrafione próby zaimponowania im klimatami które nie robią na nich wrażenia.
Klasyka:
Randomowy luźny znajomy, znajomy znajomego mówi do VD: “Hej, co u Ciebie? Bla bla bla [żart] [żart] Robiłem to, robiłem tamto, co o tym sądzisz?”
VD mówi uśmiechnięta: “O, fajnie.”
VD myśli tak naprawdę: “Jakim prawem ten podczłowiek śmie się do mnie odzywać?”
Lub inna klasyczna myśl VD: “On jest taki brzydki… Nie powinien mieć prawa pokazywać mi swojej twarzy”.
My jesteśmy otoczeni mainstreamem, więc go znamy i rozumiemy. Ale mainstream błędnie zakłada, że jesteśmy “normalni” i jesteśmy jego częścią.
Ja lubię obie te rzeczy. Oczywiście gdybym miał wybierać, to dużo ważniejsze jest dla mnie moje osobiste szczęście, ale nie muszę wybierać.
W przypadku dziewczyny z borderline kompletnie się nie dziwię. To chyba jest najgorsza opcja, gorsza od narcyzmu.
Na pewno znaczenie ma i genetyka i wpływ innych osób.
Przykładowo znam kogoś kogo wychowywała samotna matka, rozwiedziona z ojcem… Jej syn ma wiele cech charakterystycznych ojca, pomimo bardzo niewielkiego poziomu kontaktu. Te cechy najwyraźniej muszą być zakodowane genetycznie.
BTW Różne rasy psów, czyli tak naprawdę linie genetyczne mają różne cechy - golden retrievery są niezwykle przyjazne, border collie inteligentne i aktywne, etc. Ludzie mają tak samo, tylko jest to mniej skrystalizowane.
Co do wpływu osób innych niż rodzice, to bardzo często ogromny wpływ wywierają koledzy. To z kolegami się imprezuje, bardzo często to właśnie koledzy, a nie ojciec czy matka, przekazują wzorzec tego jak postępować z kobietami.
Znam przypadki, gdy ludzie z dobrych domów zakolegowali się jeszcze w szkole podstawowej ze starszymi od siebie łobuzami powtarzającymi klasę i mniej lub bardziej “złobuziali”. Takie rzeczy wbrew pozorom mogą mieć wpływ na całe życie.
O kurcze…
Jasne. Ja nie mówię, że sytuacja rodzinna nie jest ważna. Jest ważna, ale nie zawsze jest decydująca w danej sprawie.